Jedzie pociąg owszem, ale jakiś taki niekompletny jakby. Bambusowy? Rozlatuje się, czy co? Zabawkowy? O co chodzi, zapytacie? Autor chyba sfiksował lub wypił za dużo piwa (kufelek beczkowego w Kambodży to 50 centów, więc troska zrozumiała)…? Chodzi jednak nie o białe myszki, lecz o naprawdę bambusowy pociąg z Battambang na zachodzie Kambodży. Pociąg używany do przewozu lokalnej ludności, towarów w workach, pudłach, koszach i luzem oraz motorków i rowerków wszelakich. No bo skoro już ktoś (chyba Francuzi) zbudował tory kolei, to po co czekać na prawdziwy pociąg, skoro można sposobem przewieźć swoich znajomych i ich pakunki? Bamboo train to teraz bardziej atrakcja dla turystów, choć z nami i lokalni mieszkańcy jechali, ale nikt tam się nie martwi i jazda! Turystów wozi się do wioseczki położonej jakieś 10 km od Battambang wzdłuż torów – lokalni jednak mogą jechać dalej, bo tory prowadzą aż do Phnom Penh. 🙂
No ale do rzeczy. Na czym to polega? Otóż koncepcja jest prosta: bierze się dwie osie od małych wagoników kolejowych (wyposażone w łożyska) oraz bambusową ramę – platformę, którą kładzie się na tych osiach (łożyska lądują w specjalnie wyprofilowanych drewnianych mocowaniach). Następnie umiejscawia się na platformie silnik od kosiarki, zakłada pasek klinowy łączący napęd z tylną osią, odpala się tenże silnik i dociska zmniejszając luz paska za pomocą drąga drewnianego zwanego po naszemu wajchą – uzyskując tym sposobem najprostsze pod słońcem sprzęgło. Prostota tej konstrukcji jest zachwycająca! W tym momencie pociąg rusza i zaczyna się zabawa. Po drodze bowiem mamy kilkudziesięciokilometrowy tor prosty jak strzała – ale nierówny, jak nieszczęsna Karmelkowa przed remontem. Pasażerowie siedzą sobie po turecku na bambusowej macie, krajobraz śmiga obok, gałęzie krzaków chlaszczą w tyłek (jechaliśmy z prędkością jakieś 15-20 km/h, więc niby nie szybko, ale przy pozycji niemal na ziemi wrażenia są niezłe), a maszynista dociska całość do toru siedząc na tylnej ramie.
Bernaś oczywiście umiejscowił się z przodu trzymając się barierki jak na rollercoasterze i nie mógł oczu oderwać od torów. 😉
Dochodzimy teraz do najważniejszej rzeczy. Tor jest jeden, a budowniczy nie przewidział mijanek, więc co się dzieje, gdy spotykają się dwa bambusowe “pociągi” jadące z naprzeciwka? Albo, gdy z naprzeciwka jedzie prawdziwy, “dorosły” pociąg? Cóż! Następuje operacja mijania pociągów, która w instrukcji maszynisty pociągu bambusowego wygląda tak:
- Zatrzymać się, czyli poluzować wajchę sprzęgłową i poczekać chwilkę (bo hamulców i tak nie ma)
- Ocenić kto ma pierwszeństwo (pierwszeństwo przejazdu ma bambusowy pociąg z większą liczbą pasażerów na pokładzie, przy czym przewożony motorek zawsze przeważa, a duży pociąg ma, jak się łatwo domyślić, zawsze rację)
- Kazać wszystkim szybko zejść na ziemię
- Zdemontować wajchę-sprzęgło oraz silnik
- Wraz z pomocnikiem lub z jednym z pasażerów zdjąć z torów bambusową platformę
- Szybciutko zdjąć z torów obie osie
- Pomachać przejeżdżającemu pociągowi
- Zmontować swój pociąg z powrotem na torach
Cóż. Bezpieczeństwo oczywiście pozostawia wiele do życzenia, i to nie w kwestii mijanek, bo te nie były aż tak stresujące (mieliśmy o drodze dwie i to my byliśmy w przewadze!), ale w kwestii samego pociągu truk-truk-ującego po nierównych torach z kilkucentymetrowymi przerwami między szynami. Gdyby bowiem przy prędkości 15 km/h platforma spadła z osi i całość fiknęłaby na tory lub w krzaki, to oczywiście poharatalibyśmy się zdrowo. 🙂 Tu przyszła mi na myśl kolejka z parkingu w Disneyland w Orlando, wyglądająca jak poruszające się po ulicach ciuchcie znane z letniskowych miejscowości w Polsce (po Polanicy taka jeździ). Tam wszyscy musieli grzecznie wsiąść, zapiąć łańcuszki przy drzwiach, a z głośników poleciała umoralniająca gadka, że ręce przy sobie at all times … i nogi też, a safety jest najważniejsze. Dopiero gdy nikt sie już nie ruszał i nie wychylał, pomocnik dał znak do jazdy, a pojazd ruszył po asfalcie z prędkością kilku km/h i przejechał z parkingu pod wejście – jakieś 500 m. 😉
Galeria w przygotowaniu już gotowa tutaj…
chciałbym tam kiedyś być
Coś o Angkor było jakby bardziej lakonicznie… Jak to jednak widać czym się interesujesz 😉
Za to galeria z Angor fenomenalna, żeby nie było, że się czepiam!
Bo ja prosty inżynier jestem, co nie? 😉
Raczej fan techniki miałam na myśli, a w szczególności kolejnictwa 🙂
Basiu-to może nie wiesz , ale Błazeja dziadek był kolejarzem, ha! I pradziadek też i to przedwojennym ( wtedy kolejarz to był „gośc”). Jakies geny kolejarskie widocznie u Błazeja występują i fascynacja zrozumiała 🙂
Ależ wiem, naturalnie że wiem. A nawet gdybym nie wiedziała to widać od… pierwszej kolejki Bernasia 🙂
A jakbyś nie wiedziała, to przypominam, że się już tym dziadkiem-kolejarzem „chwaliłem” 🙂
https://hoparoundtheglobe.com/2009/07/05/na-dachu-i-pod-dachem-czyli-jak-pokonalismy-nos-diabla/
Karmelkowa jest obecnie miodna 😉
Teraz standardy badziewia reprezentuje Avicenny oraz Czekoladowa, chociaż ta druga została naprawiona. Naprawa polegała na zdarciu asfaltu i powrotu do krzyżackiej brukowej kostki ;). Acha, jeszcze garby spowalniające zostały.
Faktycznie, ta notka z większą pasją napisana została, niż informacja o bajecznym Angkor 😉
I nie baliście się??? Toż to naprawde niebezpieczne 😮
No a u Nas PKP-e bankrutuje…a tu proszę, kolejny przykład, że można konkurować z monopolistą:) i to w jaki stylu:) Pozdrawiam Hardcorowców Kolejnictwa
ależ to była przygoda!!!!