Wiorsty pustych dróg

Miała być jeszcze przed odlotem historyjka o tym, jak się jeździ autem po Kostaryce, ale źli trochę zamieszali plany i opowieści się opóźniły. Podobnie galerie z Kostaryki, które dopiero szykujemy (uaktualnienie: galerie z Kostaryki już są). Ale co miało być, to będzie i właśnie dziś w pokoju hotelowym w Quito (stolica Ekwadoru) skrobię te kostarykańskie wspomnienia kierowcy.

Most lekko niepewnyPrzewodnik mówi, że drogi w Ameryce Środkowej są w bardzo złym stanie – no i rzeczywiście w porównaniu do któregokolwiek cywilizowanego kraju Europy Zachodniej, tak jest. Ale mieszkaniec Wrocławia jeżdżący często ulicą Karmelkową nic specjalnie złego o kostarykańskich drogach powiedzieć nie może. 🙂 Są owszem dziury i czasami dziwne dla nas oznaczenia (np. ograniczenia prędkości tylko wymalowane na drodze), ale ogólnie nic strasznego. Jedynie niektóre stare mosty (zdjęcie obok) wywołują dreszczyk emocji. Najciekawszy nie miał na kilku metrowych odcinkach blach pokrywających konstrukcję (pewnie ciężarówki rozwaliły) i trzeba było kołami celować w stalowe belki, bo inaczej opona mogłaby wpaść do dziury. A na dnie dziury rwąca rzeka! Standardem są też druty stalowe leżące w poprzek mostu – przejeżdża się nie po metalowej płycie, tylko po leżących drutach. Hałas, jaki to wywołuje, jest nie do opisania. Nie wszystkie mosty są takie – jest wiele nowych, całkiem porządnych. Natomiast ogólnie drogi podrzędne są tak podrzędne, jak wioskowe drogi u nas. Duże drogi zaś takie, jak nasza “ósemka” do Kudowy – tylko bez poboczy. A autostrady koło San Jose mniej więcej takie, jak “autostrada” koło naszej stolicy (czyli zwykła dwupasmówka zatłoczona jak diabli).

Nasz dzielny pojazd kosmiczny Osobnej opowieści wymagają drogi szutrowe po górach! Są takie miejsca, gdzie asfalt nie dochodzi i już. Częściowo podobno celowo – chodzi o to, aby turyści danego regionu nie zalali. Częściowo pewnie politycznie, a w większości przypadków rządzi twarda ekonomia. Wypożyczając auto dostaje się mapkę z zaznaczonymi drogami asfaltowymi i szutrowymi oraz (do podpisania) długą instrukcję co należy robić, a czego nie (np. nie przejeżdżać przez zbyt głębokie rzeki, używać napędu na 4 koła w górach, nie pytać nieznajomych o drogę i tym podobne rady). Muszę przyznać, że jadąc po górach szutrową drogą i widząc gnający z naprzeciwka wielki trąbiący na zakrętach autobus zerkasz nerwowo na prawo, gdzie zieje spora przepaść i brak jakichkolwiek barierek. Albo taki widoczek zarejestrowany w ułamku sekundy: droga ostro w dół zakrętami, a przy ostatnim na wprost ciebie wielka skała, ostry zakręt w lewo tuż przed nią i malutka kapliczka z palącymi się świeczkami. Dopiero jak już ją miniesz i otrzesz pot z czoła, przychodzi refleksja: widocznie wielu zakrętu nie wyrobiło. A znowu na półwyspie Osa, gdzie byliśmy w parku narodowym Corcovado pagórki były niewielkie, za to niezliczona liczba rzeczek i strumyków do przejechania (najszersze jakieś 20 metrów). Szczególnie po ciemku robiło to niezłe wrażenie, bo nie do końca było widać, jak jest głęboko. Reflektory tylko trochę wydobywały leżące kamienie. W każdym razie przejechaliśmy, a zabawa była spora – wszystkim fanom 4 kółek polecam!

Panamerican Highway na 3000 Jeszcze parę słów o autostradzie panamerykańskiej. Otóż jest tu taka droga przechodząca przez całą Amerykę od północy na południe (ponad 25 tyś km długości). Wije się przez wszystkie odwiedzane przez nas kraje (z małą przerwą w między Panamą a Kolumbią – już o tym pisałem rozważając trasę). Jej nazwa brzmi bardzo nostalgicznie i aż wzywa do przejechania jej wzdłuż (jak Tony Halik) – trzeba będzie któregoś dnia to zrobić. Ale chcę rozwiać złudzenia – to nie jest wcale dwupasmowa autostrada, tylko zwykła droga pełna ciężarówek i autobusów. Jak się utknie za takimi, to koniec. W Kostaryce zresztą budują już szereg porządnych dróg omijających Panamerican Highway (jak to się szumnie na mapach nazywa), bo jest ona krótko mówiąc lekko przedpotopowa. Przejechaliśmy nią jednak w sumie kilkaset kilometrów, a najciekawsza była przeprawa przez najwyższy punkt autostrady – szczyt, a raczej przełęcz śmierci (ang. Peak of Death, hiszp. Cerro de la Muerte)  – wysokość 3335 m. n.p.m. Wjeżdża się tam od poziomu zero (jechaliśmy od strony Pacyfiku) w ciągu około 3 godzin. To jest w sumie jakieś 120 km, a różnica wysokości powalająca. Czuje się lekkie zawroty w głowie (przynajmniej ja czułem). Zużycie paliwa wzrosło zabójczo i całe szczęście, że do stacji benzynowej już po drugiej stronie przełęczy okazało się niedaleko. Widać też było jak na dłoni różnicę w roślinności, bo ruszyliśmy z lasu tropikalnego nad oceanem, a na górze zastaliśmy taki widoczek, jak obok. Karłowate drzewka, mgła i zimno. Bluzy z polaru zostały szybko wyciągnięte! 🙂 Na szczęście ruch był niewielki i nie utknęliśmy w żadnym korku, więc szczęśliwie i sprawnie dotarliśmy do celu czyli do miasta Alajuela niedaleko lotniska (gdzie nas wieczorem obrobili). Sumarycznie pokonaliśmy autem około 900 km w ciągu 7 dni, czyli średnio dziennie niezbyt wiele, ale głównie rzeczywiście odbywało się zwiedzanie stacjonarne – bardzo, bardzo nam się podobało. Galerie wkrótce! Uktualnienie: galerie z Kostaryki już są.

5 Responses to Wiorsty pustych dróg

  1. Aldek pisze:

    Ciekawy opis dróg, szczególnie te przejazdy zdreszczykiem przez stare mosty. Jednak cieszy mnie, że jesteście, mimo tych szaleństw rozważni.
    Pozdrowienia dla trochę szalonej gromadki

  2. beatan pisze:

    Zdjęcia z plaż – bajeczne!
    A drogi? No cóż po wrocławskich nazwać jakiś kraj „trzecim drogowym światem” to jednak trudne. Miejmy nadzieję, że jak wrócicie, to miło się zdziwicie 😉 Czego Wam, a przede wszystkim wrocławianom, życzę.

  3. aga pisze:

    To oznacza,że wjeżdżaliście około 1000 m w górę na godz.?! fajne szaleństwo.

  4. Mirek pisze:

    „Ale mieszkaniec Wrocławia jeżdżący często ulicą Karmelkową…” – Karmelkowa od jakiegoś czasu ma ładną nową nawierzchnię – teraz „królową” dróg we Wrocku jest IMHO kawałek Wałbrzyskiej między Karmelkową na zajezdnią 17 na Klecinie – dalej można dokładnie sprawdzić które śrubki w samochodzie ma się niedokręcone i które plomby nadają się do wymiany 😉

  5. Kasia pisze:

    Hmm, chyba was musze zmartwic – Panamericana to niestety wielkie marzenie…Prowadzi z Ameryki Polnocnej wlasciwie tylko troche za Miasto Panama i pozniej urywa sie i zaczyna dopiero w Kolumbii…Malo sie mowi o przesmyku Darien, gdzie Panamericany nie, wlasciwie nie ma tam zadnej drogi, wiec przesmyk wszyscy pokonuja lodzia (promem, samolotem) i wio z Kolumbii na poludnie. Pozdrawiam i udanej podrozy

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s