Bilety Round the World (RTW)

18 grudnia 2008

Mapa z AirtrekZ tą trasą i biletami to jest tak, że kierowaliśmy się zasadą: ma być ciepło. Mój pierwszy pomysł był taki, aby zacząć od USA i tam kupić auto, którym można przejechać niemal jak Tony Halik aż do Ameryki Południowej (Tony jechał w drugą stronę i trochę dłużej jechał – nie da się ukryć). Jednak, gdy sobie poczytałem jakie formalności trzeba spełnić, aby amerykańskim samochodem przejechać choćby do Meksyku, to mi trochę mina zrzedła. No i jeszcze pozostawał Darien Gap, czyli niebezpieczny kawałek bezdroża panamskiego. Wszyscy zalecają, aby ten region przelecieć górą i darować sobie próby przejazdu. Zbyt łatwo można być tam obrabowanym. I to niejednokrotnie obrabowanym. Nie mówiąc o tym, że nie ma tam drogi! Sprawa prosta: odpadł pomysł przejechania jednym ciągiem, a ponieważ ze względu na pogodę kwiecień i maj na USA wydawał się być trochę za zimny (pisała już o tym Beata), ułożyliśmy trasę najpierw przez Amerykę Środkową, potem przez Południową. Musieliśmy więc znaleźć bilety lotnicze, które by uwzględniały nasze nietypowe wymagania.

Od razu wyszło, że trudniej będzie znaleźć dogodne połączenie za pomocą biletu jednej firmy. Dość szybko odpadła oferta Star Alliance (Lufthansa) oraz OneWorld (British Airways). Tamtejsze aplikacje do budowania trasy odmawiały współpracy uparcie twierdząc, że takich połączeń nie da się zbudować. Za to lektura ich stron internetowych pokazała, jak czasami tanio można polecieć dookoła świata (prosty bilet RTW British Airways w granicach 6000 złotych).

World_golfstrom Za bilety zabraliśmy się więc fachowo za pomocą firm specjalizujących się w takich nietypowych usługach. Na pierwszy strzał poszła firma AirTreks (z Los Angeles), gdzie na stronie internetowej jest fajna aplikacja do budowania trasy, która od razu na bieżąco oblicza wstępne ceny (nam wyszło coś koło 3700 USD). Pozwala to w spokoju pobawić się rożnymi ideami, a przy okazji zorientować się którędy najłatwiej polecieć. Po wysłaniu kilku naszych próśb o ofertę dostaliśmy mailem coś, co było potem bazą przy porównywaniu cen biletów (ta oferta to było już 4900 USD). Oferta AirTreks nie była na oko taka zła (wtedy dolar jeszcze był po 2,50) ale okazało się, że można lepiej. Następną firmą było RoundTheWorldFlights.com z Londynu. Tu oferta, która dostaliśmy była tańsza (2300 GBP), ale zakładała dwa różne bilety i mniej fragmentów lądowych. Zerkaliśmy też na stronę TravelMood, ale to też nie było to. Na końcu trafiliśmy na polecaną w naszej mądrej księdze firmę spod Londynu: Travelnation. Tam nie ma na s tronie wymyślnej wyszukiwarki, ale są za to takie oferty, że mucha nie siada: prosty przelot dookoła świata z kilkoma przystankami za 800 GBP – funt jest teraz po 4,3 zł więc to wychodzi nieco ponad 3400 zł! Taniej niż Lufthansą do USA z Wrocławia (poza promocjami)! Skontaktowaliśmy się z agentem Travelnation podając nasze złożone wymagania i opisując różne opcje (opcji było kilka). Korespondencja była bardzo gęsta, choć czas reakcji tamtej strony to czasem nawet kilka dni. Okazało się, że to, co decyduje o cenie naszego biletu to Ameryka Południowa z powrotem do USA (jest to jakby cofnięcie się) oraz liczba przystanków na Pacyfiku. Liczbę przystanków zredukowaliśmy szybko z 4 do 2 (miały być Hawaje, Polinezja, Samoa i Fidżi, a została Polinezja i Fidżi z przelotem własnym na Tonga). Za to dodaliśmy lądowe przejazdy przez Nową Zelandię i Australię. Po wielu mailach i kilku telefonach udało się ustalić odpowiednią ofertę (około 1900 GBP na głowę). Wpłaciliśmy zaliczkę i poczuliśmy, że naprawdę się zaczyna!