Alausi, niewielka miejscowość w centralnych górach Ekwadoru (wysokość 2300 m n.p.m.) słynie między innymi z kolei przechodzącej tutaj przez Nos Diabła (strome zbocze skalne wyglądające z boku właśnie jak nos). Niegdyś duma inżynierii Ekwadoru, długa na ponad 400 km kolej wznosiła się od południowego wybrzeża aż na maksymalną wysokość 3600 m n.p.m. pokonując liczne przełęcze i wzniesienia. Niestety obecnie kolej podupadła i jest dostępna tylko w kilku turystycznych fragmentach. A szkoda, bo scenerie są – jak się łatwo domyślić – przepiękne. Jednym z najbardziej spektakularnych miejsc pozostaje właśnie Nos Diabła (Devil’s Nose lub w oryginale La Nariz del Diablo). Kolej z Alausi musi zjechać kilkaset metrów w dół do Sibambe pokonując dolinę dość rwącej rzeki i bardzo strome, skaliste wzniesienie. W zasadzie niemal pionową ścianę.
Inżynierowie poradzili sobie z tym problemem w bardzo sprytny sposób budując szereg zwrotnic, które pozwalają zygzakiem pokonać wzniesienie w poprzek poruszając się do tyłu i do przodu (historyczna pocztówka powyżej). Na zawracanie oczywiście nie ma tam absolutnie miejsca. Pociąg więc jedzie w przód, potem w tył, a potem znów w przód, a pomocnik maszynisty zmienia zwrotnice. Na dole, wychylając się z okna, cały czas widać stację kolejową do której zmierzamy. Widać ją tak na oko jakieś 200 m niżej – prawie pionowo. Wygląda to naprawdę groźnie (zdjęcie obok). Potem już na dole następuje zawracanie ze pomocą sprytnego bocznego toru (na pełną pętlę znów nie ma miejsca) i cała wycieczka wraca z powrotem zygzakiem i pięknymi okolicami do Alausi. Wiem, wiem przynudzam trochę z tą koleją, ale mój dziadek był zawiadowcą stacji i od małego jeździłem lokomotywami, a jedną z pierwszych moich książek było “Kiedy i ty zostaniesz kolejarzem” – moja ciekawość techniką kolejową jest więc uzasadniona, aczkolwiek Beata pod koniec jazdy przysypiała, zaś moje zainteresowanie zwrotnicami i torami zupełnie ją jakoś nie przejęło :-).
Wg przewodnika całą jazdę można odbyć na dachu pociągu i na to się właśnie nastawiliśmy rano, gdy już udało się zdobyć bilety (kolejka przed kasą od siódmej). Włożyliśmy bluzy i swetry przekonani, że zmarzniemy i niemal (za radą przewodnika) wzięliśmy poduszki pod cztery litery. W naszym hotelu pooglądaliśmy historyczne zdjęcia na ścianach, na których wesołe towarzystwo w czapkach szczerzy uśmiechy do kamery siedząc kupą na dachu (obok). Podobne zdjęcia były na stacji kolejowej, gdzie zakupiliśmy ładne pocztówki z pociągiem na Nosie Diabła. Okazało się jednak, że kolej ekwadorska zmieniła parę lat temu formułę wycieczki (podobno były jakieś wypadki, ale sądzę, że to znów względy ekonomiczne) i zamiast sporego pociągu z dachem przygotowanym na wesołych podróżników przyjechał mały, spalinowy wagon (wielkości autobusu) z wygodnymi, numerowanymi siedzeniami. O wchodzeniu na dach nie było nawet mowy – widoki obserwowaliśmy przez okna. Dzieci były trochę zawiedzione, bo jazda na dachu pociągu miała być frajdą sezonu. No ale i tak było bardzo fajnie, a widoczki (i zwrotnice) przecudne. Zapraszamy do galerii oraz na filmik:
No,fajnie.Albo nosem po ścianie skalnej, albo nad przepaścią. Jeszcze chcieliście na dachu!?. Jesteście już uzależnieni od adrenaliny!
„kurcze blade” oglądając filmik to można już mieć pietra. Myślę, że Becia nie przysypiała lecz wolała nie patrzeć. Pomocnik maszynisty na pewno ma bardzo dobrą kondycje. Tak biegać i to na takiej wysokości. Chyba jestem nie doinformowany. Nigdy nie widziałem u Ciebie kolejek jeżdżących, stacyjek itp.
Pozdrawiam szaloną gromadkę
Fotele miękkie były 😉
Na filmie przejażdżka wygląda na bardzo przyjemną:) A wytrzęsło Was choć trochę ? I jeszcze jedno – kto dba o oprawę muzyczną Waszych filmików ? Bo dobór muzyki do obrazu jest świetny!
O oprawę muzyczną dba Błażej – on kręci i montuje filmiki. Też uważam, że utwór genialnie pasuje 🙂
Filmik – rewelacja!
A ja głupi, zastanawiałem się po co pchacie się w te ekwadorskie góry…
Pzdr serdecznie 🙂
Fajna wycieczka! Mi się w 58-mej sekundzie zakręciło w głowie 😀
A czy przy budowie tej trasy nie uczestniczył Polak – Ernest Malinowski? Właśnie wyczytałam, że był projektantem i kierownikiem budowy kolei transandyjskiej
Przy jej budowie zastosowano również specjalne obrotnice do zmiany kierunku jazdy pociągu, podobne zapewne do tych na waszej trasie…
Na pewno projektował kolej w Peru – tam zresztą mieszkał wiele lat – czy przyłożył się do kolei w Ekwadorze tego nie wiem – mamy angielskojęzyczny przewodnik, więc o tym niestety nie piszą…
Ale jazdaaaa! na początku wygląda to mocno stromo, na dachu tej podróży bym nie przetrwała. Wrażenia niesamowite. Ja też czytałam o inż. Malinowskim, może to akurat jego pomysł?
Ernest Malinowski od 1886 roku nadzorował budowę kolei w Ekwadorze z Guayaquil do Quito