Kącik łasucha – Kaikoura

Zanim przejdę do rzeczy, czytelnikom z takim utęsknieniem domagających się “Kącika łasucha” winna jestem kilka słów wyjaśnienia. Menu w Nowej Zelandii mamy zupełnie pomieszane. Na trekach i na terenach parków narodowych jemy to, co jest lekkie, szybkie w przygotowaniu i pożywne. Pożywne przynajmniej jeśli chodzi o kalorie, bo witaminowo to raczej tutaj podupadamy – dominują zupki instant (w Polsce popularnie nazywane “chińskimi” niezależnie od kraju pochodzenia), owsianka, makaron i muesli. Jak mamy dostęp do prawdziwej kuchni, to gotujemy obiadki prawie domowe ze smaczną jagnięciną (bo owiec na zielonych pastwiskach Nowej Zelandii pasie się tysiące) i owocami morza w roli głównej. Gorzej jest już z jedzeniem typowo “nowozelandzkim”. Sporo tu wpływów brytyjskich: puddingi, miętowy groszek, pies – (zapiekane kruche lub francuskie ciasteczka z nadzieniem na słodko lub na słono) i klasyczne fish&chips. W maleńkich miasteczkach nowozelandzkich nie brakuje restauracji tajskich, hinduskich lub chińskich – i na ogół, jeśli nie gotujemy sami, to jemy właśnie tam. Jedzenie wspaniałe, szczególnie tajskie (mmmm….),  ale na opisy specjałów tajskich przecież też przyjdzie czas…

Langusta przytula się do dorsza Są jednak potrawy, których będąc w Nowej Zelandii trzeba spróbować. Będąc w Kaikourze zdecydowaliśmy się na niebieskiego dorsza i langustę. Po maorysku Kaikoura oznacza podobno “jedz langustę”, nie mogliśmy się więc oprzeć tym bardziej, że jeszcze wtedy nie bardzo wiedzieliśmy, co zamawiamy (“co to właściwie jest ten crayfish?”) a to zawsze ciekawiej. (Nawiasem mówiąc niecierpliwie czekamy na Wietnam – to dopiero będzie rozrywka!). Zamówiliśmy więc skorupiaka, jako żywo przypominającego gigantyczną krewetkę. Odczekaliśmy 15 minut wraz z kilkoma innymi amatorami tego typu specjałów, aż nam ją przygotują. Zapachy obezwładniały wolę i zmysły, więc cieszyliśmy się, że dzieci zostały w samochodzie, bo pytanie “Ile jeszcze?” byłoby zadane pewnie ze sto razy. W końcu jednak przyszła i nasza kolej i mogliśmy przyjrzeć się bliżej tajemniczemu zwierzątku. Langusta ładnie rozcięta na połowę wdzięcznie i wyzywająco prezentowała pokryty czerwonym pancerzykiem odwłoczek pełen śnieżnobiałego mięsa.  Bardzo delikatnego, zwartego, w smaku niepodobnego do krewetek. Ani śladu rybnego zapachu. Nowozelandzki odpowiednik peruwiańskiej Inca KoliDo tego majonezowy sos i listki pietruszki. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale mięso wraz z sosem miało subtelne porzeczkowe nuty, a pietruszka, choć to dekoracja, komponowała się z całością znakomicie. Karmili ją czerwonymi porzeczkami o tej porze roku (wiosną), czy też mam omamy smakowe? Raczej to drugie, bo porzeczek tu nie widziałam. W każdym razie już miałam podejrzenia, że nas karmią słodkowodnym stworzeniem, ale jednak nie: zjedzony przez nas z ukontentowaniem delikates pochodził z kamienistego dna zatoki.  Jak więc widać, morskie specjały mogą pachnąć porzeczkami, a futerkowe morzem… (patrz: Kącik Łasucha – Cuzco). Dorsz smakował za to rybką bardzo przyjemnie – panierka wysmażona w bardzo gorącym oleju, więc chrupka i parząca usta, a za to w środku ryba soczysta  podana z grubo krojonymi (koniecznie!) frytkami. Wpływy brytyjskich fish&chips widać jak na dłoni. Popić takie morskie pyszności w Nowej Zelandii wypada lokalnym napojem narodowym czyli Lemon & Paeroa od kilkudziesięciu lat rozlewanym na Wyspie Północnej. Jest to rodzaj oranżady (cytrynady) produkowanej z wody mineralnej ze źródeł koło miasteczka Paeroa i soku cytrynowego. Lekka, kwaskowata, gazowana – do ryby jak znalazł…

W następnym Kąciku Łasucha słodkości z Nowej Zelandii.

15 Responses to Kącik łasucha – Kaikoura

  1. Teresa pisze:

    Mniammmmm 🙂 I to jest to: Kąciczek Łasucha przed niedzielnym śniadaniem ! Dziękujemy pięknie i czekamy na słodki deser 😉

  2. Aldek pisze:

    To tylko Becia potrafi tak smacznie opisać, że nawet ja bym (chyba) skosztował „langustę przytuloną do dorsza”
    No tak, młodzież w aucie a rodzice z „langustą przytuloną do dorsza”
    Pozdrawiam tych z samochodu i tych przy stole biesiadnym.

  3. aga pisze:

    Dziękuję bardzo!!! było smacznie. A dlaczego dzieciom nie pozwalacie jeść?Jakiś tryb oszczędnościowy?

  4. aga pisze:

    Dziękuję bardzo!!! było smacznie, szczególnie ze przy śniadanku niedzielnym. A propos. dlaczego dzieciom nie pozwalacie jeść?Jakiś tryb oszczędnościowy?

  5. aga pisze:

    dzięki

  6. aga pisze:

    Dzięki za Kącik!!! pisałam już rano, ale nie chciało przyjąć wpisu. A swoją drogą, to jakiś program oszczędnościowy, że dzieciom jeść nie dajecie i zamykacie je w aucie. Litości!!!

  7. Jola-mama pisze:

    Dzięki Beatko! Jednak nie tylko Parki Narodowe Wam w głowie. Szkoda,ze nie czytałam tego wpisu w czasie naszej wczorajszej kolacji andrzejkowej. Byłaby dodatkowo urozmaicona-wprawdze teoretyczną, ale zawsze wiedzą -jak smakuje langusta. Nasi goscie , ani my takich smakołyków jeszcze nie jedliśmy. Pozdrawiamy.

  8. gabi pisze:

    W Australii tez bedzie ciezko z Kacikiem Lasucha, ale potem…Polecam jednak winnice Poludniowej Australii, specjalnie okolice Adelaidy (Shiraz mniam, mniam) i zanim wyjedziecie z Nowej Zelandii Sauvignon Blanc. Do ,,porzeczkowej” langusty bylyby w sam raz. XOXO Gabi P.S. czy ten niebieski dorsz, to Blue Fish?

  9. Jola-mama pisze:

    Hej Gabi, a ja wiem jak zrobic „niebieskiego pstrąga”! Jak wrócą 4B do Wrocławia to będą częstowani. Może i Was przywieje wreszcie w nasze strony to się polecam. Pozdrawiam wszystkich łasuchów!

  10. kasia pisze:

    Zanim wyjedziecie z NZ sprobujcie jeszcze kuchni Maorysow czyli Hangi, jest to tradycyjny sposob gotowania na rozgrzanych kamieniach przykrytych liscmi, a wszystko to zakopane w ziemi na kilka godzin, w podobnym stylu gotuje cala Polinezja.

    Natomiast co do Australii, to musicie sprobowac BBQ z kangura, emu i wielblada, podaje sie je na kolacji w formie bufetu np w Sydney Tower lub mozna upiec samemu w jednej z restauracji na Uluru, tylko nie wiem czy tam bedziecie.

    W supermarkecie natomiast musicie sie zaopatrzyc w specjaly australijskie czyli Vegemite – to na chleb, Tim Tam – wafelki, Anzac biscuit – to takie ciastka jak nasze makarony sprzedawane dawniej na otpustach. Pamietajcie rowniez, ze w Australii podobnie jak w NZ mozna przniesc wlasny alkohol do kajpy tzw. BYO placi sie wtedy tylko „korkowe”

    • Beata Kotełko pisze:

      Jedzenia z pieca ziemnego, takiego jak opisujesz próbowaliśmy na Fidżi i było przepyszne… W Nowej Zelandii wię stwierdziliśmy, że będzie podobnie pyszne 🙂 i nie spróbowaliśmy…

      Vegamite – hmmm.., już stałam przed tą półeczką w Nowej Zelandii, ale nie mam najlepszych doświadczeń z Marmite (z drożdży)- kiedyś kupiłam w Wielkiej Brytanii i zjeść przez rok nie mogłam… Czy to Vegamite jest lepsze choćby o jotę? Jka tak to już pędzę do sklepu…

      Za BBQ będiemy się rozglądać. Wielkie dzięki za wskazówki i pozdrowienia już z Cairns

  11. kasia pisze:

    vegemite jest paskudne, ale australijczycy je uwielbiaja mowiac o nim, ze „Vegemite is the most delicious thing in the universe”,
    w McDonaldzie jest dodawane jako dodatek oprocz musztardy i ketchupu.


    ja musze sie przyznac, ze pomimo tego, ze jestesmy teraz poza Australia trzymam jeden sloiczek nawet w pracy, zeby byl pod reka, to chyba kwestia smaku, ja je lubie, ale lubie tez lukrecje i rozne dziwne smaki

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s