Drinki z palemkami? Tropikalne owoce? Topy z wyjedzonych pospiesznie połówek kokosa zamiast tradycyjnego bikini? To tylko częściowa prawda. I to zapewne realizowana głównie w luksusowych resortach z chatkami na palach wbitych w błękitną lagunę, tak jak w Hiltonie na Mo’orei – tego akurat nie mieliśmy szansy sprawdzić, bo to nie nasz styl i kłóci się z założeniami wyprawy. Z kolei na kempingu takich drinków nie podają. Tak naprawdę codziennym kulinarnym krajobrazem Polinezji Francuskiej jest krucha i świeża francuska bagietka, croissanty i serki pleśniowe. Na Mo’orei, na której spędziliśmy większość czasu, z owoców uprawia się jedynie ananasy (pyszne!), no i oczywiście palmy kokosowe, a na innych wyspach poza Tahiti i Mo’oreą, zdobycie świeżych warzyw podobno graniczy z cudem (oczywiście nie dotyczy to luksusowych hoteli). Może to też takie nasze szczęście, bo na drzewach widzieliśmy zielone guanabany, więc prawdopodobnie owoców będzie więcej za kilka miesięcy. Nabiał jest importowany z Francji, kurczaki ze Stanów Zjednoczonych, a jagnięcina z Nowej Zelandii.
Za to są dostępne świeże ryby, powszechnie przygotowywane w formie poisson cru, czyli sałatki z surowej ryby z warzywami podawanej z mlekiem kokosowym i limonką z dodanym niekiedy imbirem – przekąska smaczna, ale nie dorównująca smakiem ceviche. Przede wszystkim dlatego, że aromat mleka kokosowego jest bardzo delikatny, a warzywa przytłaczają go tak bardzo, że można by pomyśleć że jest to tylko słodka śmietanka. Co innego chleb kokosowy (jedliśmy także bardzo podobny w Nikaragui) – jest to biała, wilgotna, miękka i lekko pachnąca kokosem chałka – znakomita z mlekiem lub masłem.
Tahiti słynie z tak często malowanych przez Gauguina pięknych kobiet z kwiatami wpiętymi we włosy, czarnych pereł i wanilii. Trzeba przyznać, że trójca to wyjątkowo udana i świetnie budująca wizerunek Tahiti. Pamiętnego wieczoru, jeszcze zanim polinezyjscy tancerze (i tancerki) zaczęli tańczyć tak, że nie można było oderwać od nich oczu, zamówiliśmy mahi mahi w sosie waniliowym i mako w słodkawym sosie z brązowego cukru. Mahi mahi to ryba, którą je się także na Florydzie, na Mo’orei podano mi plaster ryby grubości około 1,5 cm w białym sosie z estetycznie podanymi przekąskami. Ryba była biała, zwarta i dość sucha, podobnie jak grillowany tuńczyk, ale bardzo smaczna. Mogła być śmiało jedzona saute, ale sos waniliowy (a nie: wanilinowy) dodawał jej jeszcze delikatności i aromatu. Ryba mogłaby się wydawać nieco mdła, ale uzupełniały ją znakomicie francuskie akcenty: maleńki słony omlet i garść ugotowanych ciemnozielonych strąków fasolki polanych masłem z odrobiną czosnku. Mako Błażeja okazało się, ku jego niepomiernej radości, rybą o smaku wieprzowiny podaną w miseczce ze słodko-ostrym sosem. Jak widać są świnki o smaku ryby (patrz Kącik Łasucha Cuzco) i są ryby o smaku świnki. Równowaga ta w jawny sposób przeczy twierdzeniu niektórych fizyków, że im większy bałagan (entropia) tym naturze lepiej.
W ramach testowania owoców egzotycznych na straganie kupiliśmy tajemnicze pomme de… (no właśnie, jesteśmy w trakcie wyjaśniania nazwy tego owocu/ uaktualnienie: jest to milk fruit – owoc mleczny, lub estrella, więcej informacji w języku angielskim pod podanym linkiem)- fioletowy owoc wielkości jabłka, który można łatwo przepołowić palcami lekko naciskając skórkę. W środku jest koloru barszczu ze śmietaną, i ma spore, otoczone słodkim, przezroczystym miąższem pestki. Smak zaskakująco przypomina świeże figi. Biały sok wyciekający z owoców również kleił się do palców i warg zupełnie jak sok z niedojrzałych fig. Musieliśmy potem strzępki tego mazidła zdejmować sobie z ust. Tyle dobrze, że nie powodował takiego okropnego swędzenia, jak ten z figowca. Ten kto próbował zrywać figi, ten wie, o czym mówię, bo tego uczucia się nie zapomina. ;-).
Ciekawym zjawiskiem w drogim Papeete są roulottes, czyli nic innego tylko przenośna kuchnia polowa. Wraz z zapadnięciem zmroku na skwerek, normalnie pusty i uporządkowany, ściągają przyczepy z gorącym jedzeniem. Właściciele rozkładają plastikowe krzesełka i stoliki, zapalają wesołe szyldy i zbierają zamówienia od klientów. Co ciekawe, większość z tych garkuchni jest prowadzona przez Chińczyków, w rezultacie można więc wybierać spośród kuchni Hongkongu, kantońskiej, ale także na deser można zamówić sobie klasyczne francuskie crepes lub gofry z dowolnymi dodatkami. Wszystko w cenach, jak na Polinezję, nie aż tak wysokich. Zjawisko o tyle interesujące, że jakoś nie do końca pasuje do widoku luksusowej Polinezji, jednak bardzo barwne i przyjemne, bo przygotowywane potrawy są bardzo smaczne i świeże.
Kibicuje Wam od jakiegos czasu czyli gdzies od czerwca, podziwiajac Was bardzo za to, ze zdecydowaliscie sie na taka podroz z dziecmi. Mialam sporo na poczatku do nadrobienia, wiec chodzilam po calym domu z laptopem w reku jak z ksiazka.
Nasza strona jest dopiero w przygotowaniu, narazie mamy tylko dostepny nasz stary blog z Azji. Obecnie siedzimy od roku w Londynie i przygotowujemy sie do zrobienia wszystkich ameryk przed naszym powrotem do Sydney.
Na Polinezji Francuskiej spedzilismy prawie miesiac w 2005 roku i potwierdzam, ze owocow nie ma, no chyba ze jablka, na Bora Bora byly do kupienia male arbuzy po 10$. Owoc o ktorym piszecie to tzw star apple czasami zwany mlecznym owocem lub pomme du lait. Mozna je rowniez kupic w Australii gdzie najecie sie owocow do syta. Na Fiji rowniez jest sporo owocow na targu w Nadi, szczegolnie moje ulubione lady finger banana zwane cukrowymi, my objadalismy sie tam rowniez pomidorami jako, ze w Australii smakuja one sztucznie. Wazna sprawa na Fiji owoce sa tanie w Australii juz nie, wiec to wykorzystajcie i pamietajcie, ze do Australii nie wolno niczego z pozywienia przywozic wiec nie kupujcie niczego na zapas, chyba ze zjecie wszystko w samolocie.
Podrozujac po Nowej Zealnadii bedzie okazja do objadania sie owocami na wyspie poludniowej, tam jest sporo tzw warzywniakow przy drodze, choc bedziecie tam wczesna wiosna wiec nie wiem jaki bedzie wybor.
Bardzo zaluje, ze nie ma nas teraz w Sydney bo chetnie bysmy Was ugoscili, ale jezeli macie jakies pytania odnosnie Fiji, Francuskiej Polinezji, Nowej Zealndii czy Australii to chetnie odpowiem. Zjechalismy tam wszystko co mozliwe. Nasza firma zawiesila w tej chwili dzialalnosc, az do naszego powrotu, ale wciaz dziala strona gdzie mozecie obejrzec trasy wycieczek jakie oferowalismy, moze to Wam w czym pomoze http://www.antpody.com
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, jeszcze raz zaluje, ze nie ma nas teraz w Sydney i zycze milego czasu na antypodach.
Kasia
PS jak was okradli to plakalam razem z dziecmi o ten pamietnik i zabawki, im czlowiek starszy tym bardziej sie wzrusza
http://www.antypody.com przepraszam zle wpisalam adres
Kasiu,
Bardzo dziękujemy za rady i strasznie miłego maila :-)… Napisałam jeszcze kilka słów na priva.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Jak zwykle, Beatko- Kącik Łasucha- ślinka kapie i żal, że nie można internetowo posmakowac coś niecoś. A my jutro nad jeziorkiem Sławskim jakies marne polskie kiełbaski z warzywkami – na grillu. Pozdrowienia dla nowych kibiców.
Kliknełem sobie dla przypomnienia w link „ceviche” i czytając ponownie fragment o ceviche Gandhi „wpadłam w taką nirvanę” 😉 … dla mnie – jak pisałem (niestety) lubię zjeść – to była prawdziwa Poezja, naprawdę. Nie wiem, jak to smakuje, ale ten OPIS … .
A mój inzynierski łeb dodal od razu, ze to (i nie tylko kącik) ma spory potencjał komercyjny, ale tu nie ma chyba nic odkrywczego.
(milk fruit) i nawet przypomina figi – ciekawy przyczynek, do roznych teorii o zwiazkach zewnetrznej formy z innymi wlasciwisciami – a przynajmniej to, co zrywalismy sobie kiedys w Grecji 😉