Już od dłuższego czasu miałam zamiar spróbować jakiegoś dania z yucci – warzywa stosowanego w kuchni karaibskiej, środkowoamerykańskiej i afrykańskiej. Yucca to tak naprawdę słynny maniok będący podstawowym źródłem pożywienia wielu milionów ludzi mieszkających w tropikach i tradycyjnie kojarzony z Afryką, choć pochodzący z Ameryki Południowej. Trudność z tą bogatą w skrobię rośliną polega na tym, że surowa zawiera cyjanki, które, jak wiadomo, specjalnie zdrowe nie są. Wymyślono więc wiele sposobów, jak się tej trucizny pozbyć. Przyrządzaną z manioku cassavę – rodzaj wielkich wafli – dusi się z czym, kto chce lub, niestety w większości przypadków, z tym, co się ma. Jak z wszystkiego, co zawiera skrobię, z manioku można także przygotować specjały innego typu, ale to już zupełnie inna historia :-).
Na honduraskim i belizyjskim wybrzeżu Morza Karaibskiego maniok jest często wykorzystywany w kuchni kultury Garifuna, która łączy wpływy karaibskie z afrykańskimi i kreolskimi. Na wysepkach koło Utili zasiedzieliśmy się dość mocno (ktoś nami musiał dobrze potrząsnąć, żebyśmy je w końcu opuścili ;-)), ale z lokalnych specjałów przyrządzaliśmy jedynie świeżego tuńczyka zakupionego u rybaków i tradycyjne baleady – tortille z pastą fasolową i różnymi dodatkami – słonym serem, kurczakiem lub jajkami. Manioku na Cayach jakoś nie było, przynajmniej w postaci przetworzonej, bo i knajpek było niewiele (w końcu wioseczka miała tylko 500 mieszkańców). No ale co się odwlecze, to nie uciecze, więc manioku spróbowaliśmy w Granadzie, kolonialnym mieście położonym nad jeziorem Nicaragua.
Na ślicznym ryneczku obok katedry zamówiliśmy sztandarowy zestaw a la Granada, czyli vigarón i chichę. Vigarón to rodzaj sałatki z gotowanego manioku i białej kapusty, sosem vinegret i marynowaną papryką i pomidorami, zwieńczoną malowniczymi kawałkami chicharrón, czyli świńskiej skórki, popularnej od Meksyku aż po Nikaraguę, a może jeszcze dalej (pisałam już o niej w meksykańskim kąciku łasucha). Sałatka tym bardziej egzotyczna, że podana na (wymytym, mam nadzieję) liściu bananowca. Smak ciekawy, lekko kwaskowy i lekko ziemniaczany; maniok mięciutki, tu i ówdzie dawało się wyczuć włókienka wskazujące na to, że jedynie udaje nasze swojskie ziemniaki.
Do picia dostaliśmy nikaraguańską bezalkoholową wersję chichi z tamaryndem i miąższem owoców podobnych do winogron (jutro idę na targ, aby ich spróbować ich na surowo i dowiedzieć się, jak właściwie się nazywają). Isia, jak przystało na wierną czytelniczkę przygód Tomka Wilmowskiego, na wieść że zamawiamy dla niej chichę, przeraziła się nie na żarty, bo pamiętała, że zawiera alkohol i pluje się do niej, aby przyspieszyć fermentację. Jednak półprodukt do chichi la granadina można kupić w supermarkecie, więc mam nadzieję, że nikt do niego nie pluł :-). Co innego inne rodzaje chichy, których w krajach Ameryki Centralnej i Południowej jest tak dużo, że można by powiedzieć: “Co kraj, to obyczaj i co kraj, to chicha”.
A na deser kupiliśmy sobie obok tutejszego targu buñuelos – rodzaj racuszków w wersji nikaraguańskiej robionych z manioku i białego sera, smażonych w głębokim oleju i maczanych w płynnym miodzie. Jeszcze bardziej płynnym niż w Polsce, bo konsystencją przypomina bardziej syrop klonowy. Mniam, pyszne prawie jak racuszki serowe z miodem! I to wszystko podawane w eleganckich woreczkach foliowych z nalanym metalową chochlą miodem i wręczanych prosto do rąk spragnionego słodyczy klienta. Może nie jest to szczyt elegancji, ale za to jakie smaczne!
Ale rodzinka. Dzięki Waszej pracowitości mamy pełny obraz gdzie, co i kiedy. Kącik łasucha opisany jest przez profesjonalnego znawcy kuchni Ameryki Łacińskiej, albo ktoś ma encyklopedie tejże kuchni?
Pozdrawiam
No niestety. Jakbym miała encyklopedię, wiedziałabym wcześniej, że ta yucca to maniok po prostu.. A tak, to chwilę mi zajęło zorientowanie się, że kaktusów to nie będę jednak tym razem zajadać 😉 (mieliśmy zjeść opuncje w Meksyku, ale jakoś w końcu się nie udało). Więc jak widać, żaden ze mnie ekspert, ale zabawa w zgadywanki jest przednia…
Powiadacie że smakowało … to ja chyba w końcu zrealizuję swój zamiar przerobienia naszej yucci na maniok, bo zaraza nie chce się porządnie rozwijać i listki jej więdną. Na razie Andrzej zacięcie broni roślinki (podejrzewam że dlatego, że dużo zainwestował w doniczkę :-D), ale zobaczymy jak długo jeszcze!
Wyjdzie chyba na Andrzeja, bo nasza jukka to zupełnie coś innego 🙂
Mniam !.. Interesuje mnie, jak usuwać cyjanki z manioku, żeby nie likwidować przy okazji witamin ? Porównuję zagadnienie ze „zwykłym” u nas gotowaniem ziemniaków, gdzie – jak wiadomo (choć nie każdemu, niestety..), że najlepsza jest metoda żydowska, polegająca na gotowaniu kartofili w „mundurkach” (po uprzednim wymyciu), a dopiero PO ugotowaniu – obieraniu ze skórek…
Beata ?..
Wygląda na to, że na początku prawie zawsze przygotowywany jest półprodukt – kasawa albo rodzaj kaszy z manioku. To, w jaki sposób przygotowywana jest kasawa opisane jest w artykule Beaty Pawilkowskiej:
http://www.national-geographic.pl/artykuly/pokaz/skarby-natury-maniok/
Nie wiem, czy istnieje jakiś inny, mniej pracochłonny sposób. Co ciekawe, maniok nie jest jedynym produktem, który TRZEBA prażyć, zanim się go zje, podobnie rzecz się ma z nerkowcami, które zawierają bardzo drażniący olejek.
Beatko, może zmienisz zawód, bo Twoje hobby+wykształcenie ( to politechniczne-mimo wszystko) to chyba ciekawsze niż praca w HP? Powinnaś pomyślec o jakimś wolnym zawodzie
Całujemy JJ
Lordzie, a jak Ty się zapatrujesz na ten maniok ??? Bo racuszki to wiadomo….. MNIAM 🙂 i jak sama nazwa wskazuje – mniodzio. Lordzie, trochę się martwię, że jak wrócicie, to aby cie zobaczyć, trzeba będzie wziąc szkło powiększające:). Beata , czy TY chociaż Lorda pilnujesz, aby pił CO NAJMNIEJ 2 litry piwa dziennie ??? Przecież, takie tam upały i nerki też ludzie….Tak czytam, i czytam, i ta tortilla to nie jest złe, kurczaczek itepe;). Nie mniej bezalkoholowa chicha…. Lordzie zgroza.. Czy już uruchomiłes swój mały podręczny destylator ???
macie bardzo dziwne przygody ale także słodkie pozdrawiam was ciepło
a jutro napisze emaila do isi