Ziezimieszki w akcji

17 czerwca 2009

I padło na nas. Przyszli źli i zabrali. Połakomili się na nasze koszule, ulubiony Isi śpiwór, namiot i już nieco zużyte plecaki. I dobrze im, niech mają skurczybyki! Strój kąpielowy Beaty, pidżamkę Bernasia, moje gacie. Nie zabrali prawie niczego (no dobra, zabrali namiot, plecaki i praktycznie wszystkie ciuchy) naprawdę wartościowego materialnie (wszystko mieliśmy przy sobie), ale zabrali (zupełnie przypadkiem zapewne) niektóre rzeczy wartościowe niematerialnie. Na przykład wypełniony w sporym kawałku pamiętnik Isi. 😦 Na przykład klocki-helikopter Bernasia, które dostał od chrzestnego przed wyjazdem i które nosił dzielnie. :-(. Smuta i płacz były wielkie. Mamy tylko nadzieję, że nasz ubezpieczyciel załatwi wszystko jak trzeba, bo zabawki trzeba będzie oczywiście odkupić (nie wspomnę nawet o innych rzeczach).

Mieliśmy szczęście (znowu!), bo paszporty, komputer, aparat i inne takie rzeczy zawsze nosimy przy sobie. Jak to się stało? Zostawiliśmy dosłownie na 20 minut samochód z bagażami przed hotelem i poszliśmy na krótki spacer. Chwila naszej nieuwagi – zgadza się. Trach szybka boczna (kłania się samochód z częścią bagażową na wierzchu), otwarcie drzwi i cap za wystające plecaki. Tak to musiało wyglądać. Brali, co było na wierzchu. [Piii…] [piii…] i żeby ich [piii…]

Po kontrolnym wezwaniu kostarykańskiej policji turystycznej (pomogli różni serdeczni przechodnie), która była nad wyraz w porządku i nawet posługiwała się językiem angielskim, największy stres mieliśmy z tego powodu, że jesteśmy o 20:30 w miasteczku niedaleko lotniska, jutro z samego rana lecimy do Ekwadoru, a cały nasz pozostały dobytek wala się po bagażniku bez plecaków. Trzeba nam było na zakupy! Tu jednak o tej porze to wszyscy idą spać. Policja stanęła na wysokości i eskortowała nas (auto bez bocznej szyby) do ostatniego otwartego supermarketu, gdzie uzupełniliśmy braki garderoby i kupiliśmy torbę sportową. Resztę mamy zamiar dokupić już w Ekwadorze (podobno tam łatwiej ze sprzętem turystycznym). Tym sposobem linie lotnicze LACSA na nas jutro oszczędzą, bo zamiast 4 plecaków nadamy jedną torbę. 🙂


Co jest w plecakach?

17 kwietnia 2009

Dsc_6489 Pewnie pytacie, co się składa na to około 35 kg? Co się bierze w podroż dookoła świata na dziesięć miesięcy mając dodatkowo dwójkę dzieci? Otóż okazuje się, że niewiele. Im mniej tym lepiej.

Każdy z dzieciatych ma zapewne w pamięci takie doświadczenie: wyjazd z dziećmi na weekend. Najlepiej jeszcze z dzieckiem w wieku wózkowym. Najczęściej średniej wielkości kombi jest wypakowane po dach. Przy wyjeździe na dwa tygodnie do Chorwacji jest jeszcze gorzej, bo gdzieś musi się zmieścić ponton i rowery, prawda? Trzeba sobie wtedy kupić bagażnik dachowy i gadżeciarski box (“Kochanie, musiałem kupić taki drogi box, aby zmieściło się łóżeczko i wózeczek naszego dzidziusia…”). Otóż odkrycie, którego osobiście dokonałem już parę lat temu próbując pakować się do kolejnego samochodu: ilość gratów w przeliczeniu na dzień nie jest stała i maleje nieliniowo przy dłuższych wyjazdach. I tu dochodzimy do sedna. Przy wyjeździe 10 –miesięcznym i to bez auta motywacja jest jeszcze większa. Mój plecak waży obecnie 18 kg (mniej, cholera, się nie udało), co i tak uważam, za górną graniczną wartość. W końcu będę to nosił. Beaty waży 11 (czyli w sumie niewiele), Isi 6 (generalnie mniej niż jej codzienny szkolny tornister), a mały plecaczek Bernasia jakieś 2,5 kg. Do tego dwa plecaczki podręczne po około 2 kilo.

Oto co mamy w środku:

  1. Namiot (1 sztuka)
  2. Maty samopompujące (po jednej na głowę)
  3. Śpiwory (jak wyżej)
  4. Moskitiery (dwie dwuosobowe)
  5. Prześcieradła do śpiworów
  6. Maski i fasjki do nurkowania (każdy ma swój komplet)
  7. Ręczniki (niewielkie)
  8. Palnik do kuchenki turystycznej i jedna menażka
  9. Lekarstwa wszelakie (sporo tego, apteczkę Beata wyposażyła nieźle)
  10. Świństwo na komary (o sympatycznej nazwie Mugga)
  11. Aparat fotograficzny
  12. Osprzęt foto: ładowarka, dodatkowy obiektyw, filtry, karty, obudowa podwodna
  13. Netbook zwany Acerkiem (z którego właśnie piszemy)
  14. Telefony komórkowe
  15. iPod i słuchawki (wiem, wiem, ale nie mogłem sie powstrzymać)
  16. Latarki dla każdego (w tym dzieciaki mają latarki na korbkę)
  17. Ładowarka słoneczna/USB do komórek i innych gadżetów (wreszcie był pretekst, żeby sobie coś takiego kupić)
  18. Malutka ładowarka USB do auta
  19. Przewodniki na część pierwszą wyprawy
  20. Gumowate płaszcze przeciwdeszczowe (każdy ma swój oczywiście)
  21. Ciuchy (przy czym jedna zmiana zawsze na sobie):
      • spodnie długie (po 1 na głowę)
      • spodnie krótkie (po 1 na głowę)
      • koszulki z krótkim rękawem (po 2 na głowę)
      • koszula z długim rękawem dla każdego
      • bluza polarowa dla każdego
      • bielizna termiczna z długimi nogawkami i rękawami (narciarska prawdę mówiąc) pełniąca też rolę pidżamy
      • kąpielówki/stroje (kąpielówki męskie mogą pełnić rolę szortów)
      • 3 zmiany bielizny
      • kapelusze lub czapki an głowę
      • kurtki od wiatru i deszczu
  22. Okulary przeciwsłoneczne dla każdego
  23. Paszporty
  24. Książeczki szczepień
  25. Wydruki rezerwacji biletów
  26. 3 woreczki nieprzemakalne na elektronikę i papiery (bardzo sprytna rzecz)
  27. Portfele, karty kredytowe, frequent flyer, prawa jazdy (nasze i międzynarodowe)

Poza tym, pakujemy drugą torbę, która pojedzie z kolegą do Stanów w lipcu i zostanie nam przesłana na Florydę (Tomek liczymy na Ciebie, a Ewie z góry dziękujemy). Jest tam druga tura przewodników, książki szkolne (piąta klasa zobowiązuje), druga tura świństwa na komary oraz sporo lekarstw i parę tym podobnych rzeczy. Dziewczyny, zdaje się, mają w planie włożyć tam też po sukience, aby poczuć się w USA kobieco. 🙂


A więc w drogę!

16 kwietnia 2009

To przedostatni wieczór w domu. Siedzimy razem w pokoju – dzieciaki pod kołdrami,  Bernaś z ukochaną przytulanką pingwinkiem. Słuchamy  „W 80 dni dookoła świata”. Na życzenie dzieci – po raz n-ty. W łazience zostały po kąpieli skotłowane ubranka dzieci. Odruchowo chcę zwrócić uwagę, ale odpuszczam. W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze. Z tych ważniejszych to jutro będzie szarlotka i brownie.

Pakowanie niemalże zakończone. Poszło zaskakująco dobrze, dużo lepiej niż próba generalna, którą zrobiliśmy w Wielki Poniedziałek. Widać, że praktyka czyni mistrza, więc zastanawiam się nad przyjmowaniem zakładów, ile czasu zajmie nam spakowanie naszego bagażu pod koniec tej wyprawy. Ostatecznie mamy 3 duże plecaki (Isi wypełniony do połowy) i jeden mały (Bernasia) plus zaniedbywalny bagaż podręczny. Wywozimy z kraju około 35 kg bagażu i tony dobrych życzeń, rad i wyrazów wsparcia. Tak wyposażeni możemy ruszać.


Trzy tygodnie

31 marca 2009

Projekt Golfstrom - odliczanie Do wyjazdu zostało już niecałe 3 tygodnie, więc naprawdę robi się gorąco. W końcu wyjeżdżamy na prawie rok z domu! I to z dziećmi, które przy okazji muszą wcześniej skończyć naukę. Wiszący na drzwiach licznik typu countdown zrobiony na wzór zimorodkowego (dzięki!) codziennie rano przypomina ile jeszcze zostało dni. Mieszkanie mamy zawalone kartonami, w które pakujemy różne rzeczy (bo mieszkanie oczywiście na czas wyjazdu należy wynająć), a na ścianie powieszone trzy wielkie listy:

  1. ZAŁATWIĆ
  2. KUPIĆ
  3. ZABRAĆ

… i dyndający na sznurku roboczy flamaster do nanoszenia nowych punktów i skreślania istniejących. Na razie na tej pierwszej liście jest cała rzesza spraw jeszcze nie skreślonych. Myślę, że pod koniec spróbujemy tu najważniejsze spisać – tak na pamiątkę oraz dla ewentualnych naśladowców. Sporo sprawunków jest jeszcze na tej drugiej liście, ale tym się najmniej przejmujemy, bo są to w większości już drobiazgi. Najważniejszy sprzęt już mamy. Postaramy się też w przyszłości zaprezentować tutaj listę pakunkową, która na razie jest bardzo rozgrzebana. Limit bagażu na głowę to 20 kg na większości lotów, a poza tym to wszystko trzeba potem nosić, więc tak naprawdę nie możemy przesadzać. Tym bardziej, że nasz najmłodszy (pomimo bohaterskich deklaracji) wiele tego bagażu nie uniesie. Choć w teorii mamy więc sumaryczny limit 80 kg, to w praktyce jakieś 45. Inaczej na odcinkach naziemnych to ja musiałbym robić za wielbłąda, a to mi się nie uśmiecha.