Pokręciliśmy się nieco po uroczej Arizonie i dzięki gościnności naszych tamtejszych gospodarzy (jeszcze raz strasznie dziękujemy z prawdziwie polskie przyjęcie!) zwiedziliśmy zakątki, które normalnie umknęłyby naszej uwadze. Zdjęcia do zobaczenia w galerii z Arizony. Potem już zgodnie z planem ruszyliśmy do Kalifornii, która przywitała nas upałem (wjeżdżaliśmy od południa przy samej granicy meksykańskiej) oraz czymś smacznym – ale ten temat opisał już nasz dyżurny łasuch. Przemknęliśmy obok Salton Sea, wielkiego słonego jeziora położonego w jednej z największych w USA depresji, gdzie koło godziny piętnastej było nie do wytrzymania gorąco i słono. Od razu odechciało nam się Doliny Śmierci – stwierdziliśmy, że możemy uznać, że niemal byliśmy. Pojechaliśmy więc prosto do Sequoia National Park, gdzie od razu pierwszego dnia spotkaliśmy … misia uszatka.
Miś uszatek jest miły, słodki, puchaty i leniwie porusza się na 4 łapach. Łazi po lesie, szlakach, drogach i kempingach. Zagląda do pudeł z jedzeniem i wyżera smakołyki. Grzebie w kubłach na śmieci. Zgrabnym ruchem wielkiej łapy “otwiera” szyby w samochodach i pożera zostawione na siedzeniach batoniki – oczywiście jeśli ktoś jest tak głupi, aby je tam zostawiać w słońcu. Najczęściej są więc w pudełku z tyłu samochodu. Misiowi to nie przeszkadza. Wejdzie do auta przez otwartą szybę, przelezie przez tylny fotel i wynajdzie wszystko co smaczne (dlatego też samochody z nadwoziem typu sedan są trochę lepsze pod tym względem). Miś uszatek zwyczajowo i z natury jest bardzo sprytny i uparty. Lubi jeść. W brzuszku burczy mu wciąż. Ludzi się nie boi, bo gdy stanie na tylnych łapach to jest od nich większy. Gdy ryknie to tym bardziej wszyscy znikają. Zabawne, ale informacja na kempingu głosi: jeśli miś zabierze ci jedzenie, to nie należy próbować mu go odbierać (ciekawe który odważniak by próbował).
Zamiast zabierać misiowi jego kąski należy za to dbać o to, aby miś do jedzenia dostać się nie mógł i tu w Kalifornii sposoby prowadzące do tego celu są już posunięte dość daleko. Dotychczas spotykaliśmy już ostrzeżenia przed misiami w parku narodowym Great Sand Dunes (u podnóża gór), ale tu jesteśmy na wysokości ponad 2000 metrów w zasadzie w środku gór i to bardzo dzikich i niedostępnych. Do parku prowadzi tylko jedna droga od zachodu obejmująca swym zasięgiem jakąś 1/5 parku, a obszar wielkości około 100 na 50 kilometrów jest praktycznie całkowicie odcięty od świata i pozbawiony ludzi (prócz kilku szlaków pieszych prowadzących wysoko w góry). Słowem: raj dla misiów. 🙂 Ostrzeżenia przeciw tym wielkim zwierzętom są wszędzie. I to właśnie głównie polegające na tym, abyśmy w odpowiedni sposób przechowywali jedzenie oraz wszelkie produkty, które wydzielają zapach. Na kempingach i parkingach przygotowane są specjalne misioodporne skrzynie (zdjęcie powyżej) w których należy przechowywać wszystko: jedzenie i wszelkie (łącznie z zamkniętymi puszkami), kosmetyki, środki przeciw owadom, pieluszki dla dzieci, płyny do mycia, świeczki, garnki, napoje (piwo też), przenośne lodówki, pudełka i wszystko to, co mogło stykać się z jedzeniem lub mieć jakikolwiek zapach. Po co to wszystko? Gdyby misie mogły dostać się do jedzenia tak łatwo, to nauczyłyby się, że w pobliżu ludzi są smaczne kąski i na pewno odwiedzałyby kempingi i parkingi częściej. A wówczas stałyby się agresywne i trzeba byłoby takie osobniki … zlikwidować.
Stąd prawo obowiązujące Kalifornii: jeśli pozostawisz jedzenie w samochodzie, czy na kempingu, a nie w misioodpornej skrzyni, to nie dość, że miś przyjdzie, rozwali ci samochód i zje zapasy – stan Kalifornia wlepi ci na dodatek mandat, karę i/lub wsadzi do więzienia, a park ranger na dodatek opierniczy cię tak, że ze wstydu schowasz się pod ziemię. Zabezpieczanie się przed misiami traktują tu bardzo poważnie i po kilku rozmowach z rangerami tłumaczącymi nam co i jak oraz po przeczytaniu tych wszystkich ostrzeżeń trzymamy się na baczności. Są niewątpliwe ułatwienia. Kubły na śmieci mają łańcuchy przy klapach albo sprytne klamki, które trzeba podważyć przeczytawszy wcześniej opis. Wejścia do toalet są na metalowe (czyli śliskie) klamki w kształcie kuli – tylko człowiek jest w stanie złapać je ręką i przekręcić. Również skrzynia antymisiowa otwiera się na sprytny zatrzask lub sporą wajchę z zapadką obsługiwaną nieintuicyjnie. Nic się nie może dać otworzyć prosto, bo miś uszatek tylko na to czeka. Idą na dalszą eskpadę trzeba mieć specjalny misioodporny kanisterek otwierany za pomocą zamka z wycięciem na monetę (wieszanie jedzenia w worku na gałęzi nie skutkuje – misie już się nauczyły dobierać się do takich worków). Żaden miś nie da podobno temu zamkowi rady. A! Przy okazji to tutaj występują dwa typu misiów uszatków: brunatny i szary (czyli inaczej grizzly). Oba równie przyjemniackie i sprytne. 🙂
Wczoraj na popołudniowym spacerze po lesie (w zasadzie w drodze do gigantycznego lasu pełnego sekwoi) spotkaliśmy w sumie 6 misiów uszatków w ciągu 3-4 godzin. Jeden przeszedł nam przez szlak jakieś 50 metrów od nas i poszedł w las. Drugi w drodze powrotnej (już zaczynał się wieczór) spacerował sobie jakieś 30 metrów od nas po drodze prowadzącej do parkingu. Zrobiło się groźnie tym bardziej, że ludzi wokół już nie było. Trzeciego spotkaliśmy przy samym parkingu, gdy kręcił się w okolicach toalet (to był ten czarny, po pozostałe były chyba brunatne). Była już jakoś osiemnasta i zaczął powoli zapadać zmrok. Postanowiliśmy (jakoś tak dość szybko i zgodnie) nie wracać szlakiem przez las (samochód mieliśmy na innym parkingu, jakieś 4 km dalej) tylko drogą. Po przejściu kawałka szosą zauważyliśmy jakieś 50m w las mamusię misia z dwojgiem małych wesoło baraszkujących w krzakach (mamusia wyraźnie coś wygrzebywała łapą). Jak wiadomo mamusia z dziećmi to strach razy dwa, wiec zrejterowaliśmy za pomocą opcji autostopu w postaci niemieckich turystów ze sporym vanem, którzy chcieli owszem pójść na wieczorny spacer, ale po zobaczeniu misia na parkingu zawrócili i uznali, że … jutro też jest dzień.
Jakoś odeszła nam ochota na dłuższe górskie eskapady w kolejnych dniach. Już na kempingu dzieciaki szybciutko spreparowały domowej roboty odstraszacz na misia (garnek z łyżką, zdjęcie obok), który przechowujemy co noc w namiocie na wypadek odwiedzin futrzanego przyjaciela. W razie spotkania z misiem należy bowiem czynić spory hałas głosem i garnkami. Zresztą wcześniej ranger z uśmiechem na ustach powiedział nam, że możemy odstraszać misa nawet po polsku – im to obojętne, bo są wielojęzyczne. 🙂 Nie da się ukryć, że przez 2 noce z rzędu miły ranny ptaszek miś uszatek przychodził na kemping koło szóstej i próbował otwierać jakieś skrzynie lub dobierać się do zapasów jakiegoś kamperowicza (dla mnie łomot był bowiem bardziej plastikowy niż metalowy). Skończyło się na latarkach świecących w ciemnościach, nagłym włączaniu silnika w kamperze sąsiada i późniejszych podekscytowanych, porannych rozmowach przy toalecie. Nasz odstraszacz model 555 nie musiał być użyty, bo do naszego namiotu miś jakoś nie przyszedł. I całe szczęście.
Swoją drogą warto było przecierpieć misiowe strachy na lachy, aby zobaczyć taki las:
Galeria z Sequoia, Kings Canyon i okolic też już jest dostępna. Zapraszamy!
No ,no ale muzyczke dopasowałeś do lasu -pięknie. A co do misiów, to straszne spryciule , ale dobrze ,że już je macie za sobą i całe 4B jedzie dalej.
Sekwoja Olbrzymia (p. Maryna – Mamutowiec Olbrzymi) Generał Sherman powinien mieć obwód 11m. Obejrzałem filmik i zdjęcia i to rzeczywiście robi wrażenie. Zgadzam się z Jolą (którą pozdrawiam) i cieszę się, że te misiaczki macie już za sobą.
Pozdrawiam
Generał Sherman miał rzeczywiście 11 metrów, ale to nie obwodu, ale średnicy. Generał Grant za to miał 12 metrów, ale był niższy i przez to nie załapał się na określenie „największe drzewo na świecie”).
http://en.wikipedia.org/wiki/General_Sherman_(tree)
Generalnie – spore drzewka.
Generał Sherman = ca 38m obwodu, to przerosło moją wyobraźnię o sekwojach
Pozdrawiam
Sekwoje są przepiękne, to niesamowite chodzić wśród takich olbrzymów? ale cudo, to tez te malowane góry. zachwyciły mnie.
Otagowanie: niebezpieczenstwo ….:-)
Hej: Jak to mile brzmi po polsku,,Miś uszatek….. miły, słodki, puchaty i leniwie sie poruszajacy…” To chyba ten w FAO Schwartz (www.fao.com), a nie ten grizzly?????? :-)H
P.S. Do zobaczenia za kilka dni!!!!!!!!!
Czyzby cenzura?????Strona nie odebrala mego komentarza o misiach..hmmm GH
Dla tych, ktorzy doceniaja to co w Stanach jest najlepsze
kopiuj i wklej
http://translate.google.com/translate?hl=pl&sl=en&tl=pl&u=http%3A%2F%2Fwww.pbs.org%2Fnationalparks%2F.
GH
wielkie sorki…. prosze kliknac na ten adres, nie kopiowac GH
Tak, żuczki… to teraz już wiecie, czemu napaliłem się na pewien zapach, który ma w nazwie Sequoia….. własnie to miejsce było dla niego inspiracją. Udanych poszukiwań wąchań, tudzież „oglądań” róznych rzeczy życzę. Powodzenia w tym SF;). A miś uszatek, .. jaki jest… prawie każdy widział. Bo my tylko w … zoo….
Z garnkiem na misia??? Jejku, ja bym tam bez porządnej strzelby nie zmrużyła nawet oka … podziwiam waszą odwagę!!!
A park przepiękny … teraz czekamy aż Alex troche podrośnie i też się tam wybierzemy 🙂
Będąc kiedyś na kursie w Tatrach instruktor zapytany co robić jak się spotka misia mówił „spie…lać” ale te amerykańskie misie to chyba polubiły się z turystami. Na wszelki wypadek załączam instrukcja jak postępować w razie ataku anakondy lub podobnego stwora. http://darwinawards.com/darwin/darwin1999-12.html
Gorzej jak zacznie od głowy ponoć to reguła. Darz bór.