Po tym, jak zabawiliśmy dłużej w kilku miejscach, (Placencia, Utila Cays) przemieszczamy się teraz nieco szybciej – i pewnie już tak zostanie aż do osiemnastego czerwca, kiedy wylatujemy z San Jose do Quito. Wczoraj po nocy spędzonej na kempingu w pięknym Parque Nacional Cerro Azul Meambar (zapraszamy do najnowszej galerii), sprawnie przejechaliśmy do Tegucigalpy, stolicy Hondurasu, z zamiarem odwiedzenia znakomitego podobno muzeum dla dzieci Chiminike. Honduras sam w sobie budzi wśród większości skojarzenia z gangami, biedą i przestępczością, a Tegucigalpa jest miastem opisywanym pod tym kątem wielokrotnie i przez mieszkańców i przez przewodniki – Lonely Planet powołując się na ambasadę USA twierdzi, że dzielnica Comayagüela, gdzie znajdują się terminale autobusowe, jest tylko trochę bezpieczniejsza niż ciemna uliczka w Bagdadzie ;-). Zasięgnęliśmy więc języka na temat dzielnic bezpiecznych oraz niebezpiecznych i postanowiliśmy poruszać się głównie taksówkami.
Tegucigalpa nas zaskoczyła. Wśród miejsc brudnych, zaniedbanych i biednych kwitną wyspy luksusu, których nie powstydziłaby się żadna europejska stolica. Miałam okazję odwiedzić Honduras Medical Center, szklany wieżowiec z parkingiem, spod którego odjeżdżały samochody znakomitych marek, i luksusowymi sklepami dla pacjentów. Strzeżony był przez ochroniarzy z długą bronią palną – to akurat norma w krajach, które dotychczas odwiedziliśmy – tak chronione są sklepy z biżuterią, banki i praktycznie każdy bankomat. W środku wita pacjentów i ich rodziny niezwykle uprzejma obsługa, jeżdżą szybkie i ciche windy, przestronne wnętrza mają wysmakowaną kolorystykę, klimatyzację i plazmy na ścianach, a z głośników sączy się przyjemna muzyka. Wczoraj w ramach spóźnionego Dnia Dziecka oraz gnani potrzebą uzupełnienia strat i zapasów (bateria do Błażeja aparatu, klapki, szampon etc.) pojechaliśmy także do Multiplaza Mall na ulicy Jana Pawła II. Tu też szok był olbrzymi – jest to centrum handlowe rozmiarów warszawskiej Arkadii, z foodcourtem z kilkudziesięcioma restauracjami, kinem i wszystkim tym, co centrum handlowe zazwyczaj zawiera. W zasadzie nie powinno to budzić naszego zdziwienia, ale po Cerro Azul i smutnych ulicach Tegucigalpy kontrast był olbrzymi. Po dokonaniu drobnych sprawunków i pochłonięciu olbrzymich porcji lodów (co to była dla dzieciaków za radość! :-)) chodziliśmy przez chwilę po sklepach, czując, że w swoich krótkich spodenkach, sportowych butach i dawno nieprasowanych koszulkach zupełnie do tego miejsca nie pasujemy. Do tego stopnia, że Błażej zrejterował z eleganckiego salonu fryzjerskiego, w którym wcześniej miał zamiar zafundować sobie “firmówkę” :-). Czuliśmy się trochę jak w muzeum, a za sprawą Sokratesa natrętnie wracała myśl, ile jest rzeczy, których nie potrzebujemy i nie będziemy potrzebować jeszcze ładnych parę miesięcy. I na razie niech tak zostanie.
Beatko, przyznaj się natychmiast jaka była potrzeba odwiedzenia Honduras Medical Center … mam nadzieję, że nie wizyta na oddziale Cirugia Plastica 😀 Ciekawią mnie też ceny w tym wspaniałym centrum handlowym – czy porównywalne z naszymi?
No nie, chirurgia plastyczna to jeszcze nie :-). Ceny sa europejskie. Za 15 minutowa konsultacje u specjalisty (a jednak alergia, pewnie na baleady, o ktorych nizej) placi sie 35 dolarow USD. No ale te wnetrza…;-) – dobrze, ze jestesmy ubezpieczeni… 🙂
Tak, kontrasty pomiedzy tymi ktorzy maja, a tymi ktorzy nie, sa ogromne w Mezo
i Poludniowej Ameryce….dobrze pamietam otaczajace luksusowe rezydencje mury ..pokryte tluczonymi butelkami i kolczastym drutem w luksusowych dzielnicach Rio De Janeiro, otoczonych Favelami.
Czy osoba prowadzaca kacik lasucha odchudza sie????
:-)H
Hmm.. Osoba prowadzaca kacik lasucha zasadza sie na Granade w Nikaragui, tymczasowo zajadajac sie zupelnie niewykwintnymi baleadami (tortille ze smarowidlem fasolowym i slonym serem – honduraski produkt narodowy) oraz pan de coco czyli buleczkami ze swiezego kokosa – moze brzmi to egzotycznie, ale smakuje jak buleczki i juz, no moze troche lepiej, bo jest zwarte, wilgotne i pachnace leciutko woda kokosowa.
Szok szokiem ale chyba macie rzeczywiście szczęście, że teraz potrzebne wam są podstawowe rzeczy i centrum handlowe jest zaliczone z konieczności. aczkolwiek było to chyba interesujae doświadczenie.jakie sa tam ceny? przyłączam się do „łasucha”, odchudza się?
Wąż i gąsienica niesamowite. super to miejsce, jak bajka!!!
.i niech tak zostanie..
WIEKSZOSCI rzeczy zupelnie, ale to zupelnie nie potrzebujemy…
Ale ja potrzebuję baterii do aparatu i to nietypowej. Nie mogę tego nigdzie dostac, więc nie przesadzajmy tak z tym nie potrzebowaniem rzeczy. Bateria rzecz ważna. 🙂
Oczywiście, że ważna, nie mogę się doczekać na Twoje zdjęcia podwodne. Go shopping, man!