Silk Caye, czyli rajska wysepka na rafie

Widoczek spod naszej palmy Od kilku dni siedzimy na plaży w Placencji (na południu Belize) i wypoczywamy. Najpierw pogoda była taka sobie, bo praktycznie przez 2 dni były burze i deszcze (pierwszej nocy niektórzy bardziej strachliwi z naszej drużyny nawet obawiali się, że to huragan), ale potem wyszło słoneczko i mimo wiatru od morza (a może dzięki niemu) jest bardzo przyjemnie. Aby więc umilić sobie całkowicie ten (bardziej turystyczny, niż wyprawowy) odcinek naszej podróży wybraliśmy się wraz z firmą SeaHorse na nurkową wycieczkę na jedną z pobliskich wysepek: Silk Caye. Popłynęła cała rodzina: ja miałem wykupione dwa nurkowania na rafie, a reszta snorkeling, czyli nurkowanie z maską i rurką (fachowo zwaną fajką). Okazało się zresztą, że ten snorkeling to nie było takie zwykłe sobie pływanie, tylko dobrze zorganizowane dwie wycieczki na rafę, gdzie przewodnik wziął całą grupę dookoła wyspy, pokazując i objaśniając wszystkie przepływające ryby. Ale po kolei.

Ponieważ w nocy wiało i padało jak diabli, to przed wypłynięciem ostrzegano nas (mimo słoneczka na niebie), że będzie kiwało, i że dzieciom może się nie podobać. Naszym dzieciom jednak kiwanie na morzu nie robi nic złego, a wręcz przeciwnie – lubią to. Nasz dzielna łódź o nazwie “B-Nice” (czyli “bądź grzeczny”) pruła rozkołysane morze, a rubaszny sternik (na którego mówiono kapitan) dokonywał cudów, aby trzęsło jak najmniej. Pod koniec jazdy był zresztą całkowicie mokry od chlapiącej wody. My nie, ale za to wytrzęsło nas przez te półtorej godziny na falach porządnie. Gdy zobaczyliśmy cel naszej wyprawy, humory poprawiły się od razu i nikt nie miał zamiaru narzekać. Wyspa jak z bajki. Malutka, porośnięta palmami kokosowymi, pełna walających się olbrzymich muszli i z piaszczysta plażą dookoła. A wokół rafa koralowa. Lepiej, jak na filmie. Wysepka przystosowana wyraźnie do takich nurkowych wycieczek, bo miała zainstalowane dyskretne, ocienione stoliczki, grilla oraz mniej dyskretny budyneczek zwany kibelkiem. Aby wiele nie tłumaczyć słowami – wyglądało to tak:

Wyspa z piasku (kliknięcie na zdjęcie uruchomi pokaz slajdów z wycieczki)

Spędziliśmy tam sporą część dnia. Na nurkowania łódź zabierała nas na rafę trochę dalej od brzegu – za pierwszym razem była to “Silk Caye North Wall” (czyli krawędź rafy barierowej, która opadała tu głęboko w morze) a za drugim “White Hole” (czyli biała dziura w rafie pełna ślicznego piasku). Ekipa dzielych rurkowników zaś najpierw opłynęła wysepkę dookoła, a potem wybrała się na polowanie na rekina. Isia bardzo dzielnie sama pływała oglądając wszystkie widoki, zaś Bernaś nie dość, że w krótkiej piance, to jeszcze w kamizelce dyndał sobie trzymany przez przewodnika i miał luksusowo. Po każdym wyjściu z wody gęba śmiała mu się od ucha do ucha, a gdy już po południu musieliśmy wracać to zrobił małą awanturę i chciał zostać. Nie dziwię mu się, też bym chętnie został. Było przecudnie.

Widzieliśmy (fotki poniżej pochodzą z Wikipedii):

1) mureny zielone czające się pod koralami i wystawiające do nurków zęby (ang. green moray)

  Murena zielona

2) olbrzymie barakudy wielkie (ang. great barracuda)

Barakuda

3) wielgachnego groupera, czyli po naszemu grańca

Grouper

4) niesamowicie kolorowe ryby papuzie (ang. stoplight parrotfish)

Parrotfish

5) jedną płaszczkę, czyli orlenia cętkowanego (ang. eagle ray)

Orleń cętkowany
6) niesamowite korale-mózgi (ang. brain coral) Koral mózg
7) przecude pomarańczowe gąbki (ag. orange sponge) Gąbki

8) no i jednego rekina wąsatego (ang. nurse shark) – ja nie, to tylko Beata i dzieciaki widzieli (ale im dobrze!)

Rekin wąsaty

… poza tym ryby anioły (angelfish), ryby wieprze (hogfish), morskie ogórki (sea cucumber) i mnóstwo innych nie znanych mi bliżej rybek.

Może warto opisać spotkanie Beaty i dzieciaków z rekinem, bo w końcu to chyba najciekawsze. Otóż rekin leżał sobie na głębokości trzech metrów. Był młody, czyli niewielki – jakieś 2,5m długości. Miał trzy płetwy na grzbiecie i wąsy. Rekin wąsaty po angielsku nazywa się nurse shark (czyli po naszemu rekin-pielęgniarka), a to dlatego, że przysysa się do większej od siebie ofiary i jakby wysysa z niej świeże mięsko. Mniam, mniam. Na szczęście dla ludzi jest niegroźny, jak zresztą pozostałe rekiny (mające niestety bardzo złą sławę). Dzieciaki i Beata wisieli sobie jakąś chwilę nad nim falując w rytm fal i obserwowali, jak przewodnik schodzi na dół i delikatnie dźga zwierza w ogon. Rekin nie przejął się, nikogo nie zaatakował i dalej sobie leżał. Popatrzyli, popodziwiali i popłynęli dalej. Dzieciaki zgodnie twierdzą, że spotkanie z rekinem to było to!

Zapraszamy do galerii, gdzie wrzuciliśmy zdjęcia z wycieczki. Niestety nie ma tam jeszcze zdjęć podwodnych, ale mam obiecane dosłanie od Amerykanów, z którymi nurkowałem. Jeśli dojdą, to dorzucę.

Miłego oglądania.

PS. Słyszałem, że w kraju “Zimna Zośka” i przymrozki minus cztery stopnie. Oj, oj, oj, … 😉

8 Responses to Silk Caye, czyli rajska wysepka na rafie

  1. gaianer pisze:

    Niee no.. Tym razem to juz ZDECYDOWANIE musze stwierdzic, ze jednak Wam zazdroszcze…

  2. Basia Widera pisze:

    Czyli wreszcie coś naprawdę karaibskiego! No i po ośnieżonych kamieniołomach, wrakach i minach z II wojny 🙂 doczekaliście się kompletnie nieekstremalnych nurkowań w błękitnej wodzie i z rybkami. Beciek, złapałaś bakcyla?
    P.S. To właśnie te muszle, o których mówiliśmy. Kurde, kurde, targałam się z nimi przez pół Ameryki Środkowej, wmawiając Andrzejowi, że w ogóle nie zajmują miejsca w samochodzie a na końcu dowiedzieliśmy się, że za próbę ich wywiezienia już na lotnisku wsadzają za kratki 😦

  3. Ania Dziuba pisze:

    Taaaak, muszę się pochwalic, że moja wyobraźnia zadziałała z wyprzedzeniem i ja zazdroszczę od samego poszątku … Śliczne fotki i jak zawsze super opis. A co dobrego smażyło się na grill’u? Czyżby smakołyki z okolicznych wód?
    PS: Tak, Błażej, u nas się ochłodziło i czasem pada, ale za to chmiel powoli acz zdecydowanie pnie się do góry, więc za kilka miesięcy będzie dobre piwko … którego i tak przez najbliższy rok nie mogę się napić 😦 ale cieszę się waszym szczęściem 🙂

  4. aga pisze:

    och! teraz to jest to co chciałabym zobaczyć. tam jest CUDOWNIE!

  5. piotr pisze:

    ja tam do Belize w każdej chwili!!!!:) choć u nas wcale nie tak zimno, jak się przesiadłem na chodzenie w odkrytych butach – ok, nazwę po imieniu: w sandałach – tak się jakoś trzymam…bezludna wyspa cud urody, ale półtorej godziny kołyszącej łódeczki mnie kojarzy się z Gerynkiem na rafie w Australii, generalnie mnie się dobrze kojarzy, Gerynkowi chyba trochę mniej, bo kołysało i Gerynek miał finał kołysania klasyczny… .

  6. Jola-mama pisze:

    Nie będę orginalna- też Wam zazdroszczę! Po obejrzeniu fotek-tato stwierdził,ze zaczyna oszczędzac-wiadomo na czym i jeszcze nazbiera kasy na jakąś podróż życia. Postaram się pomóc,ha! Ale w tym roku chociaż Chorwacja z pontonem. Dzieciaki, Wasza odwaga nas zadziwia.

  7. beatan pisze:

    Wzhr, zazgrzytałam zębami (choć to niezdrowo bardzo). Takie widoki, taka wyspa i taaaaaka woda – chyba też zacznę oszczędzać. Na razie będzie mi musiała wystarczyć 2m widoczność, szczupaki i muł oraz zimna woda i pianka 7 mm, ale kiedyś…

  8. Kasia W pisze:

    Pięknie i urokliwie – zazdraszczam 🙂

Dodaj odpowiedź do aga Anuluj pisanie odpowiedzi