Collectivo, czyli kolejna przygoda

No i wsiedliśmy Po kilkunastu godzinach jazdy oraz kąpieli w niby-cenocie Blue Hole w Belize meldujemy się w Dangriga. Dziś zaliczyliśmy 5 różnych autobusów i jedną taksówkę, ale najbardziej godny uwagi był gwatemalski, lokalny mikrobus typu collectivo, który wiózł nas jakieś 60 km do granicy. Uwaga! Nasze mamy, babcie, ciocie i inne osoby dbające o nasze i naszych dzieci zdrowie: nie czytać dalej! Było tak: busik wielkości Nissana Vanette (ale chyba była to jakaś Toyota). Jak podjechał, to byliśmy  pewni, że się nie zmieścimy. Ale udało się! U nas taki bus dostałby rejestrację na 7 osób maksymalnie. W przypływie dobrej woli jakiejś miłej pani w okienku – może dostałby na 9. Ale wątpię, bo przeglądu technicznego by nie przeszedł. Tutaj były zamontowane 2 dodatkowe rzędy foteli, więc było praktycznie 15 miejsc siedzących. Fajnie, nie? 🙂 Ale to nie koniec. Uwaga! W środku jechało 24 osoby w tym my (słownie: dwadzieścia cztery). Bernaś jako najmniejszy siedział na przednim fotelu na kolanach dziarskiej Gwatemalki typu mamuśka i miał piękne widoki. My stłoczeni z tyłu jak śledzie (ale z uśmiechami na twarzy). Facet z obsługi (naganiacz i pomocnik kierowcy) niemal leżał na pasażerach w drugim rzędzie, a tyłek miał wystawiony przez okno. Plecaki wraz z innymi tobołami na dachu przywiązane sznurem typu cuma okrętowa (uświniły się od tej jazdy niemiłosiernie). Absolutny brak pasów bezpieczeństwa! Bernaś był tylko trzymany na kolanach (kobieta oczywiście nie zapięta). Droga w stylu naszych najmniejszych wiejskich dróg w połowie asfaltowa z dziurami od tirów, w połowie szutrowa – a raczej kamienista (Basia i Andrzej jechali tam autem, to mogą potwierdzić). Facet grzał jakieś 80 km/h na oko (dokładnego pomiaru nie wykonałem, bo nie miałem jak sięgnąć do GPS-a) wyprzedzając wszystko co się dało, trąbiąc i zwalniając tylko na hopkach. Bus był wyraźnie przeciążony, czułem jak mu tył chodzi na boki i zastanawiałem się kiedy strzeli guma, a my znajdziemy się w rowie. Kamienie leciały spod kół w górę ze wszystkich stron. Z głośników waliła skrzekliwa muzyka gwatemalska. Wszystkie okna otwarte (całe szczęście) – klimatyzacja naturalna i przy okazji sprzedaż biletów odbyła się właśnie przez okna – to był jedyny dostęp do pasażerów…

Tak to mniej więcej wyglądało, ale bardzo było fajnie (całe szczęście, że tylko godzinka). 😉

16 Responses to Collectivo, czyli kolejna przygoda

  1. aga pisze:

    to dopiero kino akcji!

  2. ania pisze:

    Jak ja Wam zazdroszcze………..
    Jak tak dalej pójdzie, po powrocie bedziecie musieli zorganizować wyprawe dla sfrustrowanych przyjaciół.
    Zdjęcia zachęcające,opisy takież.
    Buziaki
    anka

  3. Jola-mama pisze:

    A wlasnie przeczytalam i oczywiscie wlosy „dęba mi stanęly”!! Bernaś, jesteś bardzo dzielny, Isiu , a Ciebie gdzie wcisneli, mam nadzieje ,ze gdzies przy oknie. Uff, dobrze ,ze chwilowo nie przemieszczacie się. Moja znajoma ,ktora byla dwa lata temu w Ekwadorze i potem jechala do Peru tez lokalnymi srodkami lokomocji-twierdzi ,ze tam to sa luksusowe autobusy i tego Wam życzymy!

  4. HopFanka Szamanka pisze:

    haha 😉 a jaką Wy tam macie temperaturę ? zaraz przyszło mi myśl jak to jest „smacznie” jechać w zatłoczonym miejskim autobusie, w temp.30 C. z tą różnicą że na krótszych nieco odcinkach 🙂 serdecznie Was ściskam 4B …. hej przygodo !

  5. Beata Kotełko pisze:

    Luksusowe autobusy to były w Meksyku. W Gwatemali też jest prywatny, nastawiony na turystów transport jedynie słusznej agencji :-), ale ceny są niebotyczne. W Tikal i Flores było gorąco i wilgotno – to środek dżungli. Mówiąc szczerze przy takiej pogodzie to już lepiej jest w (poruszającym się)autobusie bez klimatyzacji niż na zewnątrz. Nie wiem jaka byłą temperatura, na pewno powyżej 30 stopni. Dość, że po 10 minutach od prysznica zapomina się, że w ogóle był… 🙂

  6. aga pisze:

    A ja tak już jechałam!!!!tyle że to były koleje PKP ok. 30 lat temu. jechałam tak z przysięgi, z Mazur. pociąg był jedynym odjeżdżającym do Warszawki. podano mnie mnie przez okno do przedziału, a potem górą rzucano mnie do rodziny na korytarz(miałam wtedy koło 10 lat, więc nie było to trudne. a potem jazda całą noc na stojaka. spałam i ja i inni, oparci o siebie, więc nikt się nie przewracał(było za ciasno) no było to zimą, więc klima nie była potrzebna. Życzę więcej takich wrażeń. najchętniej też rzuciłabym to wszystko i wlazła do dżungli, pospała w namiocie itd. tylko ten upał mi nie pasuje. jazda dalej. Isia pisz więcej, bo nieźle ci idzie, a Wero czeka na te teksty jak kania na deszcz.

  7. Basia Widera pisze:

    Potwierdzam w całej rozciągłości. Błażej mówi prawdę. Na tej drodze też nie miewałam wizję odpadającego koła. Co gorsza Andrzej przyjmował styl jazdy kierowców gwatemalskich 🙂 Dodatkowo wyjaśniam, że jest to droga główna i jedyna, łącząca się z jedną z dwóch belizyjskich autostrad. Tam się człowiek wyluzowuje!

  8. gaianer pisze:

    ..po tej kąpieli w tej „niby-cenocie” w Belize tak się prześliznąłeś tylko, Błażej…

    A co do pasów „bezpieczeństwa”.. No dobra. Bernaś z pewnością byłby bezpieczniejszy, zapięty porządnie do fotela, bezpieczniejszy przed opuszczeniem pojazdu przez przednią szybę. Ale nie przed innymi możliwościami..
    Trzeba by porównać STATYSTYKI (choć żadne nie istnieją..) wypadków poruszających się w opisanych warunkach, 80km/h collectivos w Guatemali na mozaice kruszącego się asfaltu i kamieni, z wypadkami wypasionych we wszelkie zabezpieczenia, lśniących srebrnym metallikiem i świeżo po przeglądzie technicznym, busików na niemieckich autostradach…Osobiscie sądzę, że tych drugich jest wiecej bez porównania :-)…
    Chyba trza przestawić się nieco – z mentalności środkowo-europejskiej, na nieco mniej (?..) „cywilizowaną” ? :-))… I spróbować sobie przynajmniej WYOBRAZIĆ – świat BEZ pasów „bezpieczeństwa”, kasków na łbach rowerzystów (nie mówiąc już o kaskach na głowach motocyklistów), zakazów używania komórki podczas jazdy, oraz przymusu używania fotelików dla dzieci..Tudzież BEZ „UBEZPIECZEŃ” (przymusowych !..) na wszelkie możliwe tematy, aby tylko PŁACIĆ coraz to liczniejszej klasie pasożytów, oraz „tworzyć miejsca pracy” dla producentów gadgetów, zaspakajających stworzone sztucznie zapotrzebowanie zmanipulowanego ze szczętem i ogłupionego już do cna społeczeństwa socjalistycznego :-)…
    Dokładnie taki świat, jaki mieliśmy jeszcze całkiem do niedawna, choć obecnie aktywne pokolenie nawet nie jarzy, o czym właściwie tutaj bredzę, prawdaż ? :-)…
    Potem przychodzi nagle przejechać się NORMALNYM środkiem transportu i..szok ! :-))
    Żartuję oczywiście, bo Błażej i Beata zdają sobie oczywiście sprawę ze zjawiska, o którym mówię :-)…Podobnie pewnie Aga :-)..
    No, ale – pewnie, że lepiej w klimatyzowanym i przestronnym busie, niż w opisanych przez Błażeja warunkach :-)… Ale z drugiej strony – PRZYGODO !!.. AHOOJ ! 🙂 Po to pojechali, czyż nie ? :-))…

  9. Gabi i Tom pisze:

    Wiatajcie:
    Trzeci paragraf Gaianerea to prawie, ze platforma Partii Libertarianskiej w Stanach Zjednoczonych…
    Pani Ago, ja tez pamietam coroczne wyprawy pociagami z Wroclawia do Gdanska. Moje, czterdziesci lat temu. Dokladnie to samo, tylko ze latem….. O klimatyzacji, to chyba nikt nie wiedzial; wiec bylo tak jak bylo.
    Isiu, piszesz jak dawni odkrywcy rzek, kontynentow, flory i fauny. Czekamy na nastepne fascynujace relacje. Szkoda tylko, ze nie moge Ci wyslac troche mokrej i chlodnej atlantyckiej mgly.
    Do Williamsburga (gdzie klimat prawie,ze tropikalny) wracam w przyszlym tygodniu, z przystankiem w Nowym Jorku. GH

  10. Gabi i Tom pisze:

    Tzn: Witajcie….Przepraszam, Gaianera nie Gaianerea:-(H

  11. Jola-mama pisze:

    Lawina komentarzy! No, Błażeju -„Twój dar opowiadania!” Było kiedyś takie powiedzenie Kofty w trójkowej audycji-chyba „60min na godz.” Jeszcze za czasów PRL-u i cenzury. Jakie wspomnienia z tamtych czasów,no proszę-też były „przygody” w podróżach i nie wypominając niektórzy to pamiętają. Ściskam delikatnie ,bo upał.J.

  12. beatan pisze:

    A jak zapachy w tym ścisku?

  13. Tomek pisze:

    A jak wyglądają kontakty z tzw. tubylcami, napiszcie trochę o ludziach, których spotkaliście, może kogoś poznaliście nieco bliżej czekając razem kilka godzin, albo jadąc razem w niesamowitej bliskości 🙂

  14. Ania Dziuba pisze:

    Ahhhh, aż mi się łza w oku zakręciła – wypisz wymaluj jak w Kijowie w godzinach szczytu: busik, leżący na ludziach „konduktor” i air condition polegająca na przepływie powietrza przez busik … FAJOWO!!!

  15. Grzegorz M pisze:

    Hmmm… piękne zdjęcia, wspaniałe sprawozdania… Tak trzymać 🙂

  16. Zapachy w ścisku bez problemów. Po pierwsze dobry przewiew, a po drogie nikt nie był niedomyty, czy coś takiego. A akurat tym kursem kurczaki nie jechały.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s