Dzisiaj rano zauważyliśmy, że część osób na ulicy i w metrze ma niebieskie maseczki, co nie miało miejsca wcześniej. Podobne maseczki zauważyłam u pań w kasach w Terminal del Norte, z którego wyruszaliśmy, żeby zwiedzić Teotihuacan. Moja teoria była taka, że podano informacje o zwiększonym smogu, nawet mi samej zaczęło się wydawać, że powietrze jakieś takie bardziej zapylone (ach, ta siła sugestii). Ale to byłoby podejście, którego można byłoby się spodziewać w Stanach raczej, niż w mieście Meksyku, w którym smog jest codziennością. Jak się okazało, minister zdrowia Meksyku Jose Angel Cordova, potwierdził wczoraj, że w Meksyku jest epidemia grypy. Zamknięto muzea, biblioteki, szkoły i wyższe uczelnie, co wyjaśniało, dlaczego metro po godzinach szczytu nie wyglądało na specjalnie opuszczone (kto wie, może netto wyszło na to samo – zamknięto uniwersytety, więc wszyscy studenci przenieśli się do metra). Jak przystało na kraj przedsiębiorców, ulica zareagowała natychmiast – przed naszym hostelem, przed którym dotychczas ubijano lukratywne interesy na lewych fakturach, pojawił się sprzedawca maseczek, na ulicach zrobiło się niebiesko, a epidemia stała się tematem numer jeden. Błażej zaś na potrzeby tego posta przeistoczył się w prywatnego detektywa, wziął aparat i wyruszył na Zocalo w celu zebrania materiału dowodowego. A że oczywiste jest, że grupa nosicieli niebieskich maseczek należy do tej bardziej ostrożnej części meksykańskiego społeczeństwa, nie było to łatwe. Efekty strzałów zza węgła i z kolana widać poniżej.
Bardzo dziękujemy za informacje o epidemii, które do nas dotarły. Najbardziej zaniepokojonych informujemy, że objawów grypy nie mamy (już nawet jetlag nam przeszedł), a jutro z samego rana wyruszamy do Oaxaci, odległej o 6 godzin od Mexico City, co powinno wystarczyć, aby zmniejszyć potencjalne zagrożenie. Zrezygnowaliśmy także dzisiaj z wieczornego posiłku w restauracji. Nie wpadamy jednak w panikę, bo naszym zdaniem ryzyko, że się zaraziliśmy jest bardzo niewielkie – w końcu Mexico City to drugie co do wielkości miasto świata z 20 mln mieszkańców, a nas jest tylko czwórka.
Detektyw się spisał, klimacik zagrożenia oddany świetnie …
Przyłączam się do próśb pozostałych członków Fan Club’u o dodanie kilku fotek, gdzie widać wasze kochane buźki 🙂 Pozdrowionka!!!
Kochana, nic tylko za korespondenta zagranicznego mogłabyś teraz robić. Powiało grozą, delikatnym humorem, jest akcja, znajomość tematu … i zdjęcia … palce lizać. Doniesienia z samego centrum świata zagrożonego epidemią grypy przekazuje …… Już ja to widzę, oj widzę !!! :)Ale wiem, wiem …. jesteście przecież na urlopie ! Ściskam Was serdecznei *)
świetna korespondencja, zgadzam się z SzamankąFanką, że mogłabyś relacjonować „ze świata w skrócie”. szczęśliwej drogi!
Hej Beatko,razem z Michałem dołączamy do grona wiernych hopfanów:). Doskonała lektura, szczególnie na sobotnie wieczory.:) Sczęśliwej drogi!
Ach ! Cóż za lukrowo-cukierkowe wpisy, jak zwykle ! 🙂
Sama słodycz 🙂
Ciekawe, co pisalibyście tutaj, gdyby Kotełki załapali tę meksykańską grypę,
będąc jednocześnie zaszczepionymi na wszelkie możliwe, INNE paskudztwo ?…
Czekam niecierpliwie na wieści z następnego, możliwie dalekiego od Mexico-City miejsca, na czele z wieścią, że wszyscy zdrowi.
W Niemczech Merdia robią z rzeczy katastrofę iście kosmiczną :-).
Zamknięte i wyludnione miasto, kwarantanny, zakazy ruchu ludności – itepe :-)…
No, ale strzyżonego fryzjer goli.
Hej !
no i dobrze , tylko bez paniki! Bez paniki zarówno wśród kibiców doniesień z globu jak i wśród samych bohaterów globu! Pewnie wypadków smiertlenych jest więcej z powodu tradycyjnej grypy niż owej świńskiej w tym samym czasie:) Ale sensacja mniejsza przy normalnej i maseczek tak spektakularnych na tradycyjną nie dają, mówić już nie ma o czym bo stara dobra grypa jest powszechnie znana i oswojona. A tu pożywka do światowej sensacji! Tylko spokój Was i nas uratuje:) Szableki