Swojski zapach sosenek i truskawek

Młody Easy Rider I znów wietnamskie ścieżki i dróżki zaprowadziły nas do wypożyczalni motorków. W samym Da Lat, założonej przez Francuzów górskiej miejscowości wypoczynkowej ciężko znaleźć klimat gór. Za to zagęszczenie motorowerów na metr ulicy jest takie samo, jak w innym miastach. 🙂 Turysta chcący pooddychać świeżym powietrzem powinien ruszyć więc w teren i pozwiedzać okoliczne atrakcje: szlaki i szczyty górskie porośnięte swojsko pachnącymi sosnami, wodospady mniej lub bardziej turystycznie zorganizowane, zagubione wioseczki i straganiki gdzie góralki sprzedają ręcznie tkane wyroby, truskawki, morwy i arbuzy, doliny pełne romantycznych kwiatów (podobno popularne miejsca na spędzenie miesiąca miodowego), jeziora z romantycznymi stateczkami i setki innych (część kiczowatych) atrakcji. Nie da się bowiem ukryć, że Da Lat jest bardzo popularnym miejscem wypadowym samych Wietnamczyków. Nic dziwnego – kilka godzin jazdy autobusem znad morza, a temperatury zupełnie znośne! 🙂 Wieczorem bez kurtki lub bluzy z polaru nie jest wesoło, a to już o czymś stanowi – szczególnie, jak ktoś popróbował upałów wybrzeża.

Przy przeglądzie okolicznych atrakcji turysta znów stoi przed wyborem: autobusowa wycieczka (bleee, nie lubimy), rowery (oj ciężko, bo górki spore – zresztą wypożyczalni rowerów niemal nie ma), wynajem samochodu z kierowcą (fuj, fuj), wynajem motoru z kierowcą (bardzo tu popularne wycieczki Easy Rider, ale niestety dla naszej czwórki trochę niedostępne) lub najpopularniejsze tu motorowery (czyli środek transportu tubylców). Wybraliśmy mądrze, czyli pożyczyliśmy dwa motorowerki i przez kolejne dwa dni włóczyliśmy się po drogach w okolicach Da Lat. Drogach wijących się ciasnymi zakrętami po górach niemal jak w okolicach Szklarskiej Poręby, drogach pełnych dziur i trąbiących motorków, drogach pnących się czasami ostro w górę (tak “na dwójkę”).

Przedziwne zastosowania motorka nr 2 Nasze kolejne doświadczenia kierowców motorowych nauczyły nas kilku uniwersalnych prawd dotyczących jeżdżenia motorkiem po chyba wszystkich azjatyckich miastach:

  1. należy jechać w miarę szybko (jak jedziesz wolno, to blokujesz ruch i patrzą się na ciebie dziwnie)
  2. należy jechać przewidywalnie (jak robisz dziwny lub nerwowy manewr, to powodujesz zaburzenie swobodnego przepływu uczestników zabawy)
  3. należy trąbić ile wlezie (trąbi się tu przy wyprzedzaniu, wymijaniu, dojeżdżaniu do zakrętu lub dla zabawy)
  4. nie należy specjalnie przejmować się przepisami ruchu drogowego (bo nikt się nie przejmuje)
  5. nie (koniecznie) należy używać kierunkowskazów (bo i tak mało kto używa)
  6. nie należy patrzeć w lusterko (bo i tak często go nie ma)
  7. należy dać się ponieść fali

Przedziwne zastosowania motorka nr 1 W przedziwny sposób bowiem ruch uliczny jest tutaj tworem samoorganizującym się niczym woda w rurach – gdy dwie rury się spotykają, to woda się łączy i dalej płynie bez problemu. Gdy poczuje się ten rytm, to można cieszyć się jazdą i byciem cząstką w niesamowitym przedstawieniu. Wypadków, ani nawet stłuczek nie widzieliśmy ani razu, policji, czy też milicji również nie widać. Światła na skrzyżowaniach są tylko czasami, a i tak nie wszyscy się ich trzymają, na większych za to bardzo dobrze swą rolę odgrywają ronda i wszystko jakoś płynie swobodnie bez przeszkód. O przedziwnym filmiku pisała już wcześniej Beata, więc postanowiłem go dla was odszukać i tutaj można go zobaczyć (filmik nie nasz, niestety), aby uzmysłowić sobie naprawdę wygląda zwariowany ruch uliczny w Wietnamie. 🙂

Górskie drogi i bezdroża W Da Lat udało nam się również (dzięki wielotygodniowej synchronizacji mailowej) “ustawić” nieprzypadkowe spotkanie z podróżującymi Polkami – Dobrochną i Sabiną (córka i matka) przemierzającymi od kilku miesięcy drogi i bezdroża Azji południowo-wschodniej. Ponieważ panie jadą w przeciwną stronę, jesteśmy już dokładnie ustawieni na Kambodże, do której zmierzamy za parę dni (czyli wiemy, gdzie spać, czym jechać i co ile kosztuje – a to bardzo ważne). Odwdzięczyliśmy się namawiając je na motorek – po całym dniu jeżdżenia z nami niemal nie chciały potem zsiąść! 😉 Kolejny też raz udało nam się nawiązać ciekawe przypadkowe znajomości, bowiem na na górskim szlaku poznaliśmy sympatycznych Francuzów (w tym jednego podróżującego z Czeszką z Nachodu). Po pół roku spędzonym w Azji mają niezły, ambitny plan powrotu do Europy drogą lądową z Indii! Zobaczymy, jak im się powiedzie – będziemy śledzić…

4 Responses to Swojski zapach sosenek i truskawek

  1. Jola-mama pisze:

    No -pięknie, jak oni to robią,że nie mają kolizji co sekundę. To chyba tylko dzięki tej , „średnio-spiesznej” fali praktycznie jednakowych pojazdów . Porównanie Błazeja ,że to rury wodne, się łączą, woda płynie itd – bardzo trafne, zaskakujące i realistyczne , bo przecież gdzież tu szukac jakieś poezji. Nie to co u Beaty , w Kąciku-wszyscy wiedzą jakim, same smakowite, kolorowe i baśniowe wręcz opisy. Zdjęcia z górskiej wyprawy pewnie niedługo – czekamy niecierpliwie. Pozdrowienia dla wiernych hop-fanów – tych z Polski i tych ze Świata 🙂

  2. Anonim pisze:

    Doświadczeni turyści na trasie to skarb, jak widać. czekam na zdjęcia. aha i pragnę was poinformować, że śnieg definitywnie znikł w mieście, w Kłodzku i kotlinie zostały tylko smutne, brudne kupki na północnych zaułkach.

  3. aga pisze:

    Aga nie jakiś anonim. komputer padł i widocznie nawet nazwisko przepadło w sieci.

  4. Ania Dziuba pisze:

    Obejrzałam filmik, ruch uliczny rzeczywiście zwariowany … ja ostatnie 2 lata jeżdżę po małej miejscowości, więc na takim skrzyżowaniu po prostu stanęłabym na środku i się rozpłakała.
    Tam jest jeszcze jeden podobny filmik:

    Polecam, autobus jadący grzecznie za rowerzystą wygląda naprawde uroczo 🙂

Odpowiedz na aga Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s