Miało być pomarańczowo. Zanim tu przyjechaliśmy cała Australia kojarzyła nam się z soczystym oranżem, ochrą z chlapniętymi gdzieniegdzie plamami brązu, czerni i zabrudzonej kremowej bieli jak na twarzach Aborygenów. Z popękaną ziemią i groźną czerwienią Uluru. Tymczasem na wschodnim wybrzeżu Australii jest zielono, chociaż w każdym mieście czytaliśmy porozwieszane apele o oszczędzanie wody, bo w Australii susza aż strach. A jednak tam, gdzie jechaliśmy, widzieliśmy lasy deszczowe, mgły z których wychylają się paprocie i eukaliptusy, bujne trawy mokradeł, ciemną, butelkową zieleń lasów namorzynowych… I jeszcze tutaj, w Hunter Valley, zieleń winorośli. Wszędzie zielono.
Outdoorowy styl życia Australijczyków bardzo nam się spodobał, więc postanowiliśmy pójść za ich przykładem także w Hunter Valley. Zajechaliśmy do centrum informacji, wypytaliśmy, jak to wszystko działa i zostaliśmy zaopatrzeni w mapkę okolic oraz dobre rady. Instrukcje, jakie dostaliśmy, były rozkosznie proste. “Jedziesz, parkujesz, wchodzisz, próbujesz.” – poradził nam sympatyczny Australijczyk. Próbujesz win, rzecz jasna, z których ta dolina słynie. Ruszyliśmy więc w drogę zaciekawieni, bo to dla nas zupełnie nowy typ rozrywki. Jakże przyjemnej zresztą. Winnic w dolinie jest kilkadziesiąt, więc jest z czego wybierać. Wiele z nich ma 150-letnią tradycję, a to jak na Australię już niemalże antyk. Odwiedziliśmy kilka z nich przestrzegając tego samego rytuału. Najpierw otrzymywaliśmy kartę z opisem win, ich bukietu oraz ceny (bo przecież ostatecznie chodzi o to, aby klient wybrał i kupił dla siebie wino, które mu zasmakuje). Następnie padało pytanie o upodobania i można już było niespiesznie popijając dyskutować na temat walorów trunku. Wszystko przebiegało w sympatycznej, niewymuszonej atmosferze. Co bardziej utalentowani sprzedawcy byli w stanie zabawiać opowieściami grupy nawet pięcioosobowe nalewając im kolejne porcje boskiego trunku. Jak łatwo się domyśleć, degustujący byli coraz szczęśliwsi, rozluźnieni, coraz mniej skłonni do oddalenia się w kierunku konkurencji, i coraz bardziej przekonani do zakupu wybranego wina w tej właśnie winnicy. I oto przecież chodziło. Jakby przyjemności było mało, w dolinie znajdują się także fabryka sera (również z możliwością smakowania próbek produktów) i czekolady, a sporo winnic oferuje także lokalne przetwory o ciekawych smakach (na przykład sos z daktyli i chilli albo oliwa z oliwek z imbirem i cytryną). Słowem także raj dla tych smakoszy i łasuchów, którzy winach nie gustują. Wyjechaliśmy bardzo zadowoleni z Tulloch Late Picked Verdelho.
Żeby nie postało wrażenie, że w dolinie odbywają się w kółko bachanalia, muszę dodać jeszcze kilka słów o zasadach jakimi wszyscy się kierują. Także tutaj obowiązuje zasada “Don’t drive drunk” (“Nie prowadź po alkoholu”), którą upowszechniają wymowne hasła na autostradach: “Drinking kills driving skills” (“Picie zabija umiejętności kierowcy”). Ponieważ o jednak komfort turysty dba się na każdym kroku, istnieją możliwości wynajęcia kierowcy, który obwozi po winnicach tych turystów, którzy pragną przekroczyć dozwolony wskaźnik alkoholu we krwi próbując co najmniej 10 rodzajów win (czyli wypijają co najmniej 20ml *10 = 200ml wina – równowartość dwóch drinków). O tym wszystkim informuje poradnik podając również średnie ilości alkoholu dla obu płci, które można wypić nie przekraczając dozwolonego prawem stężenia we krwi. W lokalnym radiu puszczane są reklamy społeczne ostrzegające o częstych kontrolach kierowców w tym rejonie, żeby nikt nie miał złudzeń, że mu cokolwiek ujdzie na sucho.W winnicach i w centrum informacyjnym jasno jest powiedziane, że osobom będącym pod (widocznym :-)) wpływem alkoholu (ang. intoxicated), wina nie podaje się. Wszystko więc pozostaje w gronie koneserów.
Czy ktoś już wymyślił Hunter Valley dla czekolady? Pojadę natychmiast.
Bardzo się cieszę, że odkryliście taki przyjemny typ rozrywki … a jak rozwiązaliście problem prowadzenia? Pewnie żałowaliście że Isia nie ma prawa jazdy 😀
Prosta piłka. Ja niestety musiałem ograniczyć liczbę próbowań. Reszta nie musiała 😉
Oj, jaka szkoda, że Isia nie ma jeszcze prawka… Beciek niestety za wiele nie zdegustuje, bo zasypia. Chyba że w Australii coś się zmieniło w tej kwestii?… To możliwe, bo nie przypominam sobie, żebyś jakieś wino mianowała dotychczas „boskim trunkiem” 😉
Chciałam zauważyć, że zasypiam po konkenkretnej godzinie, nie po konkretnym trunku :-).
oczywiście :))) w kwestii trunku było Ci wszystko jedno!
Ale zachowała umiar.
Reszta
Zaraz, zaraz co to znaczy „ograniczona liczba próbowań” i „ale zachowała umiar”? Proszę konkretnie! Przecież winnic w dolinie jest kilkadziesiąt No i wiadomo, że nie pytam o młodzież. Tak na marginesie Maryna jest w piwnicy i zlewa wina do butelek.
Jak macie ochote na degustacje czekolady to wystarczy poleciec na Tasmanie do fabryki czekolady gdzie mozna probowac do woli wszytkich wyrobow Cadbury http://www.cadbury.com.au/About-Cadbury/Cadbury-Visitor-Centre.aspx
Dziękujemy, ale niektórych z 4B nie możnaby powstrzymać w tej fabryce i zjedliby wszystkie zapasy próbowawcze. 😉
Pozdrawiam: Dzisiaj – 8C! Brrrrr! Nietypowa na te (Williamsburg, Wirginia)tereny pogoda. Sceptycy(konserwatysci, REPUBLIKANIE) prorokuja przegrana bitwe z globalnym ociepleniem…….
Tydzien temu wrocilismy z swiatecznych wakacji. Miedzy innymi spedzilismy kilka dni ,,zwiedzajac” malownicze trasy i winnice Środkowego Wybrzeża Kalifornii(Central California Coast, w skrócie Central Coast) konkretnie hrabstwo Santa Barbara, dolina Santa Ynez. (http://en.wikipedia.org/wiki/Santa_Ynez_Valley). Z tego powodu jeszcze z wieksza przyjemnoscia przeczytalam Wasze ostanie relacje. Dla zainteresowanych ta okolica polecam film ,,Bezdroza” (originalny tytul ,,Sideways” 2005)rezyser Aleksander Payne Występują:Paul Giamatti, Sandra Oh, Thomas Haden Church, Virginia Madsen
Dla wszystkich uzaleznionych od czekolad, planujacych wizyte w Stanach Zjednoczonych : w San Francisco mozna zwiedzic Ghirardelli (byla fabryke czekolady), na wschodnim wybrzezu Hershey Chocolate World (świat czekolady) w Hershey, stan Pennsylwanii. Chociaz wydaje mi sie, ze wiekszosc melomanow czekolady {nie naleze do tych…wole lampke (no moze dwie;-)) dobrego wytrawnego czerwonego wina} nie uznaje Ghirardelii, Hershey (takze Cadberry, czy tez Godiva) za prawdziwa czekolade….
Mam do was prosbe. Czy moglibyscie ,,zadedykowac” jeden blog ludziom,ktorych spotykacie po drodze? Nie chodzi mi o indiwidualne osoby, ale ogolne spostrzezenia na temat ludzi z ktorymi (chyba) spedzacie troche czasu na kempingach. Czy spotykacie rodziny z dziecmi? Co Was laczy, dzieli? Co Ich motywuje do takich wojazy? Macie okazje spedzic troche czasu z mieszkancami miejsc, ktore zwiedzacie? Oczywiscie nie czujcie sie zobowiazani {:-)}. Bedziemy miec duzo czasu na dyskusje w przyszlosci.
Serdecznie pozdrawiam i czekam (z niecierpliwoscia) na Kacik Lasucha z Azji {pies…nie dla mnie:-(}
XOXO Gabi
Spróbujemy napisac coś o ludziach, ok Gabi.
Byliśmy też w Ghiradellim w San Francisco. W Oaxace piliśmy czekoladę z cynamonem – bardzo smaczna, ale zupełnie inna niż sobie wyobrażałam. Ale obawiam się, że na prawdziwe smakowanie musimy wybrać się do Belgii, albo do Szwajcarii. Próbowaliśmy też czekolady w Peru i w Belize – bardzo mocne, z dużą zawartością kakao, nie ma chyba takich w Europie, ale osobiście preferuję mleczną. Bez niczego, z karmelem albo z orzechami… Mmmmm….
A zapomniałam dodać, że Hershey jakoś zupełnie mnie nie pociąga, niestety. No chyba, że w smors’ach.. Chcę spróbować w domu zrobić czekoladę, ale skąd tu masło kakaowe wytrzasnąć?
Dla polskich ,,czekoholikow” odwiedzajacych Nowy Jork. Prosze wstapic do:
,,Myzel’s Chocolate, niewielki sklep ze słodkościami przy 140 W. 55 Street na Manhattanie, w polskich rękach, a jego właścicielka stała się bohaterką artykułu w „New York Timesie”.
http://www.dziennik.com/news/metropolia/6160
GH
http://topics.nytimes.com/top/reference/timestopics/subjects/c/chocolate/index.html
Ostatni post naten temat….
The ancient peoples of Mexico and Central America loved to drink chocolate. But their beverage was nothing like the modern one — it was a frothy, bitter brew of fermented, roasted and ground cacao seeds, often spiced with chile peppers, more like mole poblano than Swiss Miss. Piwo?
Czytaj dalej http://www.nytimes.com/2007/11/13/science/13obchoc.html
Teorię tej czekolady Azteków już w naszj podróży poznaliśmy i nawet próbowaliśmy ziaren kakaowca. Tym jednak moich czekoladoholików nie przekonasz, bo oni wszyscy lubią mleczną z różnistymi dodatkami.
Kurcze muszę coś napisac o piwie, bo czekolada tu za bardzo dominuje! 😉
Popieram ! Najlepiej o jakimś regionalnym, z małych lokalnych browarów:)
Karola ! Chyba już nie karmisz! Ha, piwa Ci się zachciewa?! A co na to Piotruś?:)
Tato byłby Ci wdzięczny!
I co ja tu biedna mogę dodac. Gabi nie przebiję w znajomości tematów , a Wam zazdroszcze, jeszcze Ci kierowcy do wozenia . Beatko, rodzina coś Ci nie wierzy ,że degustujesz, ale nie dziwię się Basi, bo ja też nie słyszałam abyś jakikolwiek alkohol nazwała „boskim trunkiem”. Trzeba zrobic jakis zapas do Waszego powrotu, australijski oczywiście.
Ponownie popieram 🙂 Ja ostatnio wychodzę na rodzinnego pijaka, bo Andrzej do czasu zrośnięcia się ręki ma zakaz i go przestrzega. Gospodarze we Włoszech patrzyli nieufnie bo zazwyczaj nasze zamówienia do kolacji różniły się w zakresie minimalnym czyli „ćwiartka czerwonego” albo „połówka czerwonego” a tu przeszłam na „jeden kieliszek czerwonego”. Od razu zapytali co nam się stało i Andrzej musiał pręty w ręce demonstrować bo inaczej straciliby do nas cały czasunek. Zresztą a propos zapasów trunkowych Aldek ostatnio udał się po zaopatrzenie piwniczki do win konesera. Nie chciało mi się schodzić do piwnicy więc tylko pokazał paragon, który następnie szybko schowaliśmy, żeby Mama nie widziała ile te zapasy kosztowały 🙂 Pozdrawiam serdecznie