O czterech takich, co zdobyli Machu Picchu

Machu Picchu ujęcie klasyczne Tym razem będzie bardziej przyziemnie, bo ani nas nic nie chciało zjeść, ani nie skakaliśmy w przepaść. Po prostu pojechaliśmy zwiedzić Machu Picchu. A ponieważ ta operacja jest logistycznie skomplikowana, a z drugiej strony parę osób być może będzie się tam wybierać, to pomyśleliśmy, że mały poradnik się przyda.

Machu Picchu, czyli świetnie zachowane miasto Inków położone w pięknej górskiej scenerii, to najważniejsza atrakcja turystyczna Peru – i chyba nawet całej Ameryki Południowej. Nie można tu nie przyjechać i dlatego walą tu tłumy turystów. Zarówno nisko, jak i wysokobudżetowych. Ponieważ jednak miasto jest głęboko w górach, to dostęp nie jest taki prosty. Machu Picchu położone jest w świętej dolinie Inków niedaleko Cuzco – dużego, pełnego turystów miasta. W Cuzco (wysokość 3300 m n.p.m.) wszystko zaczyna i wszystko kończy. Najpierw jednak trzeba się tu dostać: albo autobusem, albo samolotem (jest tu bowiem normalne lotnisko obsługujące loty z Limy). Autobusem z Nazca to 14 godzin jazdy. Z Limy jakieś 22 godziny. O jechaniu samochodem nawet nie wspominam, bo choć teoretycznie możliwe, to jest to generalnie odradzane. Droga z Nazca do Cusco wiedzie przez spore góry i miejscami jest dość wyboista.

Machu Picchu z satelity Gdy już jesteśmy w Cusco, mamy następującą sytuację: Machu Picchu położone jest na wzgórzu nad doliną rzeki Urubamba około 100 km na zachód od Cusco. Wiedzie tam tylko linia kolejowa. Nie ma drogi. Można więc tam tylko dojechać pociągiem, lub dojść na piechotę pokonując Inka Trail (teoretycznie można też dolecieć helikopterem z Cusco, ale to jest opcja dla bardzo, bardzo bogatych turystów). Asfaltowa droga prowadzi najbliżej do wioski Ollantaytambo około 30 km od Machu Picchu. Wykorzystując takie geograficzne położenie, PeruRail (peruwiańska kolej państwowa, czyli ichnie PKP) działa jak prawdziwy monopolista: dyktuje wysokie ceny na jedyny możliwy środek transportu (od najtańszych za 31 USD do najdroższych za 334 USD – w jedną stronę). Dodatkowo całą zabawę utrudnia regulacja ilości turystów mogących dziennie wejść na Inka Trail wiodący do Machu Pichu oraz na położony tuż za ruinami Wayna Picchu (z którego są wspaniałe widoki). Jeśli więc chcesz pojechać do Machu Picchu i jednocześnie wejść na Wayna Picchu, musisz być o 6:00 – 6:30 rano w punkcie sprawdzającym bilety. Powoduje to konieczność nocowania w położonej pod samym Machu Picchu (ok. 8 km) wioseczce Machu Picchu Pueblo (dawniej nazywającej się Aguas Calientes) lub w straszliwie drogim, jedynym hotelu tuż przy ruinach (chyba, że idzie się przez Inka Trail i dochodzi na miejsce wcześnie rano). Próbując obejść drogie bilety kolejowe oraz starając się uatrakcyjnić przygodę rozmaite agencje turystyczne w Cusco oferują całą gamę różnego rodzaju wycieczek. Pod koniec kilka z nich opiszę dla ciekawskich, a teraz może bardziej o naszej przygodzie.

Jedzie pociąg z daleka Rozważając wszystkie za i przeciw i chcąc pobyć chwilę w górach wybraliśmy zmodyfikowaną opcję samodzielną. Najpierw kusiła nas (no może głównie mnie) opcja Machu Picchu by Bike czasem zwana też Inka Jungle Trail (patrz niżej) z kilkugodzinnym zjazdem z górki na pazurki (podobno piękne widoki), ale specjalnych rowerów dla dzieci nie mieli (choć te dla dorosłych wyglądały na bardzo wypasione), a zniżki też nie chcieli dać. Po rzuceniu okiem na stan portfela oraz minę niektórych z 4B patrzących na rowery (co za podłe insynuacje!) wybraliśmy więc opcję bakpackersko-tradycyjną. I słusznie, bo ceny dla dzieci okazały się być korzystne, a jak zawsze na efekcie skali wygrywamy. Poruszaliśmy się powoli przemieszczając się w tamtą stronę tylko o jedną miejscowość na dzień, ale za to mogliśmy wypocząć i pospacerować po uroczych turystycznych wioseczkach. Najpierw nocowaliśmy więc w Ollantaytambo, a potem pojechaliśmy pociągiem dalej. Na stacji spotkaliśmy sympatyczną rodzinę z Poznania z 9-letnią córeczką (pozdrawiamy serdecznie!), więc w Machu Picchu Pueblo nasze dzieci miały wreszcie polskie towarzystwo. Zabawy i pogadanki trwały do wczesnego wieczora. Potem trzeba było położyć się spać, aby stać przed wschodem słońca. Do samych ruin Machu Picchu dotarliśmy więc trzeciego dnia wcześnie rano (konkretnie to pół godziny przed otwarciem, czyli około 5:30), bo tylko dzięki temu mogliśmy dostać pozwolenie wejścia na Wayna Picchu. Przed nami w kolejce było już i tak ponad 150 osób, a dziennie wpuszczają tylko 400. Nie ma szans dostać się na ten szlak wstając …hmm … normalnie, czyli na przykład o ósmej.

Turystów więcej niż kamieni Machu Picchu jest naprawdę piękne. Widoki są wspaniałe, bo sceneria gór (na horyzoncie ośnieżone szczyty), wokół wysokogórska dżungla (ruiny znajdują się na wysokości około 2400 m n.p.m.) a przed tobą dziwnym trafem odnalezione, zapomniane miasto Inków. Cusco, stolicę Inków, splądrowali i przebudowali Hiszpanie (widzieliśmy stare mury świątyni słońca oczyszczone ze złotych figur i z “obudowane” klasztorem), ale Machu Picchu nigdy nie znaleźli. Dopiero w 1911 roku zupełnie przypadkiem odkryte ruiny okazały się archeologicznym skarbem i – co by nie mówić – turystyczną żyłą złota dla Peru. Naprawdę fajne jest też to, że aby się tam dostać, trzeba się wysilić. I nawet jeśli się jest turystą bogatym i kupuje przejazd pociągiem Vistadome, gdzie eleganccy kelnerzy częstują pisco sour, to i tak jest to jakaś forma wyprawy. Katedrę w Cusco można zwiedzić zaraz po wyjściu z hotelu i jeszcze zdążyć zjeść pieczoną świnkę morską na lunch – na Machu Picchu trzeba poświęcić co najmniej cały dzień. W pół dnia jest naprawdę ciężko. W zasadzie mało kto tak robi (prócz bogatych turystów) i większość zapisuje się na różnego rodzaju wycieczki opisane niżej – tak więc trzeba poświęcić co najmniej cały dzień, a najlepiej dwa. My poświęciliśmy w sumie prawie cztery.

Państwowa a jaka ładna Dostanie się z dołu na górę na pieszo zamiast autobusem (7 USD od głowy), też dostarcza miłych wrażeń (nawet, jak się niesie syna na barana), bo jednak człowiek czuje, że samodzielnie doszedł (a do pokonania jest 400 m stromego podejścia po schodach). Szczególnie rano po ciemku. 🙂 Samo miasto jest naprawdę duże i strasznie skomplikowane. Włazi się wciąż w górę i w dół. Można spokojnie spędzić tam cały dzień, a kilka godzin to minimum. Wszystko jest świetnie przygotowane i utrzymane. Każdy dostaje mapkę z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami, a przy wejściu czekają gotowi do pomocy przewodnicy, którzy wyjaśniają znaczenie świętych kamieni, świątyń i budynków. Mamy tam obserwatorium i kalendarz astralny, ołtarze ofiarne, świątynie, więzienia, domy mieszkalne, pałac króla oraz rozległe tarasy, na których niegdyś uprawiano różne rośliny, a teraz pasą się tam państwowe i bardzo fotogeniczne lamy. Miejsc do robienia ślicznych fotek jest zresztą sporo, łącznie z najbardziej charakterystycznym widokiem z tarasu koło budki strażnika – zaraz za końcem Inka Trail i oficjalną, starą bramą do miasta. Przy okazji aż człowiek przysiada widząc, że Inkowie właśnie tędy się do miasta dostawali. To tak, jakbyśmy do takiego Wrocławia mogli się dostać tylko wąskimi schodkami przez przełęcz górską na wysokości ponad 2500 metrów.

Z Machu Picchu zeszliśmy dopiero koło 16-tej i od razu zalegliśmy w łóżkach. Mówiąc krótko ani ręką, ani nogą. Leżąc tak tu właśnie pod gruszą na dowolnie wybranym boku przygotowujemy ten opis oraz przerabiamy zdjęcia do sporej galerii – serdecznie zapraszamy!

Na koniec, dla zainteresowanych poniżej kilka opcji dostania się do ruin. Stan na lipiec 2009.

W kategorii wycieczek zorganizowanych mamy przynajmniej:

  1. Inka Trail, czyli najbardziej znany i najbardziej spektakularny sposób, który polega na kilkudniowym trekkingu po górach (wraz z pokonaniem najwyższej przełęczy na 4200 m n.p.m.) szlakiem Inków, czyli starą drogą wykutą w skałach. Na trasie są miejsca kempingowe, ale iść można praktycznie tylko z przewodnikiem, w wyznaczonych grupach, a ilość osób jest limitowana. W sezonie jest tam i tak tłok. Cena ok 250 USD.
  2. Inka Jungle Trail Inka Jungle Trail, czyli dojechanie busem do wioski Santa Maria i dalej trekking z grupą wzdłuż rzeki około 8h do elektrowni wodnej za Machu Picchu Pueblo (dochodzimy więc od drugiej strony), tam spanie, a potem około 6h do samego Machu Picchu. Wycieczka zawiera 2 lub 3 noclegi w hostelach. Inna wersja lub inna nazwa to Machu Picchu by Bike, czyli podobnie jak wyżej, tylko pierwszy odcinek pokonujemy podjeżdżając z Cusco busem wyładowanym wypasionymi rowerami górskimi na ponad 4300 m n.p.m. i stamtąd w ciągu 5-6 godzin zjeżdżamy drogą w dół do Santa Maria. Brzmi nieźle, prawda? 😉 Cena około 170 USD.
  3. Machu Picchu by Train, czyli zwykła wycieczka pociągiem, ale zorganizowana przez agencję turystyczną. Bus z Cusco do Ollantaytambo pod sam dworzec, pociąg, spanie w Machu Picchu Pueblo, zwiedzanie i powrót tą samą drogą. W zestawie przewodnik i jedzenie. Cena około 180 USD.
  4. Machu Picchu by Car, czyli ile się da samochodem na końcu po strasznie dziurawej drodze przez Ollantaytambo i Santa Maria (dokładnie to podobno są w stanie dojechać niemal do hydroelektrowni), potem około 5-6 godzin na piechotę i nocleg w Machu Picchu Pueblo. Z rana spacerek do ruin. Przy tej opcji w samych ruinach jednak ma się tylko kilka godzin czasu, bo trzeba wracać. Cena około 100 USD.

W kategorii akcji samodzielnych jest możliwe:

  1. Pojechanie pociągiem Vistadome (ze szklanymi oknami w dachu) z Cusco do Machu Picchu, kupienie biletu, zwiedzenie i powrót. Wszystko można zrobić w ciągu jednego dnia, ale jest to dość droga impreza (co najmniej 200 USD na głowę).
  2. dojechanie do Ollantaytambo busem z Cusco (2,5 h z przesiadką), pojechanie pociągiem Backpacker do Machu Picchu (z Ollayantambo jeździ tańszy pociąg z mniejszymi oknami) i dalej jak wyżej. To jest bardzo trudne w ciągu jednego dnia, więc zaleca się zanocowanie (ok. 130 USD na głowę).
  3. dojechanie busem do Ollantaytambo lub nawet dalej (kilkanaście kilometrów dalej szutrową drogą) i pójście na piechotę do Machu Picchu Pueblo. Dalej jak wyżej, ale tego nie da się na 100% zrobić w jeden dzień, więc co najmniej jeden nocleg wypada wziąć. Cena co najmniej 65 USD na głowę.
  4. dojechanie busem do Santa Maria i trekking wzdłuż rzeki około 8h do elektrowni wodnej za Machu Picchu Pueblo (dochodzimy więc od drugiej strony), a potem około 6h do samego Machu Picchu. Tu też potrzebne są ze 2 noclegi i generalnie podobno bez lokalnego przewodnika trudniej. Cena co najmniej 65 USD.
  5. Różne mutacje Inka Trail, które polegają na samodzielnym pokonaniu kawałka szlaku lub różnych szlaków alternatywnych. Aby to zrobić potrzebne są i tak pozwolenia, sprzęt, zapasy jedzenia na kilka dni oraz najczęściej podjechanie pociągiem na start, więc nie wiem, czy ma to sens samodzielnie – może lepiej zrobić cały Inka Trail.  Cena bliżej nie znana.

Wszystkie powyższe ceny zawierają przejazdy, noclegi, wstęp do samych ruin oraz jedzenie w niedrogiej knajpce i są przeliczone na jedną dorosłą osobę. Ceny wersji samodzielnych liczyłem samodzielnie, wiec proszę się nie przyczepiać :-). A i jeszcze na koniec o dzieciach: do 8 lat mają wstęp za darmo, a do 15 płacą połowę ceny. Na pociąg dostają zniżkę 50%. Na wycieczki zorganizowane najczęściej nie dostają zniżki, lub ewentualnie 10-15%.

11 Responses to O czterech takich, co zdobyli Machu Picchu

  1. Jędrek pisze:

    A ja to głupi myślałem, że Beata zmieniła pracę na rok za granicą jak smsa dostałem, że telefon nie będzie działać 🙂 Dopiero Pioterk mnie oświecił. Pozdrawiamy waszą czwórkę i trzymamy kciuki za niesamowite przeżycia.
    Hej 🙂

  2. Jola-mama pisze:

    Błażeju-opis pewnie nie oddaje tego co widzieliście, ale i tak pobudza wyobraznię, zdjęcia-wykonane profesjonalnie przez Beatę- dodatkowo nas powalą na kolana. Ma Peru taką wspaniałą perełkę i dobrze ,że nie można tam dojechac autem (myślę,że nie wybudują do Machu Picchu nigdy autostrady). A dla niektórych ojców wniesienie słodkiego ciężaru na własnych plecach? No cóż wyrabia kondycję. Bernaś trzymaj się i może odpuścisz następny kącik łasucha? Isiaczku, a jak Ty dawałaś sobie radę? Na pewno też byłś dzielna. Gratulacje dla całej czwórki. Zastanawiam się czy -jezeli nie należy się do bogaczy- to czy jeszcze mamy szansę z Jurkiem-tatą wdrapac się na M.P.? Kondycja u nas jest ok. Hi,Hi…

    • Basia Widera pisze:

      Jest jeszcze jeden sposób: wziąć udział w misji archeologicznej a mało kto wie, że w tej chwili Machu Picchu badają Polacy! To jest letnia misja(sierpień/wrzesień), stosunkowo krótka ale zawsze to miło, że w takim miejscu działają nasi, prawda? Jeśli chodzi o resztę to jest dokładnie tak, jak pisze Jola. Autostrady nie będzie! Wszystkie utrudnienia są wprowadzane celowo (z cenowymi włącznie), żeby ochronić Machu Picchu przed zalewem tzw. przypadkowych turystów, którzy zamierzają odhaczyć kolejną obowiązkową atrakcję. Cena biletu kolejowego (podobno) została narzucona przez rząd a większość środków idzie na zabezpieczenie i konserwację tego wyjątkowego w skali światowej miejsca. Dodam, miejsca świętego dla Indian, więc i mała pielgrzymka przez góry mile widziana;)
      Jeszcze chciałam dodać, ze bardzo się cieszę, że udało się Wam tam dotrzeć i to na szczęście bez żadnych komplikacji natury epidemiologicznej na przykład. Pozdrowienia i miłego leżenia pod gruszą. Oby Was żadna lama nie nadepnęła.

  3. Aldek pisze:

    Teraz mam pełną świadomość dlaczego tyle czasu poświęciliście na przygotowania do wyjazdu. Pomijając bilety lotnicze, które narzuciły pewień harmonogram, to jednak pozostała logistyka wymagała przestudiowania sporo materiałów i czasu. Wasze szczegółwe opisy i niezłe zdjęcia aż się proszą o wydanie „przewodnika – poradnika”
    Dzięki opisom moja bardzo skromna wiedza znacznie się wzbogaciła. Wielkie dzięki.
    Pozdrawiam niestrudzoną i żądną przygód szaloną gromadkę.

  4. Ania Dziuba pisze:

    Widoki rzeczywiście przepiękne, warte tych wszystkich wyrzeczeń i poświęceń. Jesteście bardzo dzielni, szczególnie podziwiam dzieciaki!!! Jak często wybucha bunt na pokładzie związany z koniecznością wczesnego wstawania i długiego chodzenia? 🙂

  5. Az tak znowu przyziemnie nie bylo!
    Bardzo ciekawy opis i bardzo fajny pomysl, by z dzieciakami jednak podrozowac!
    Zapraszam do przedstawienia sie w naszej Galerii Europejczykow
    http://www.scholar-online.eu/viewpage.php?page_id=70
    aby pokazac innym europjeczykow, ze wiele jest mozliwe!

  6. Teresa pisze:

    Ale porcja wiedzy i przygody! Uch… 🙂 Chociaż jeszcze chęnie bym poczytała o Inkach i pooglądała setkę Waszych zdjęć z tego miejsca ;). Cudnie tam.
    Ciekawe jak w Macu Picchu radzili sobie z wodą – zapewne była to woda opadowa gromadzona w zbiornikach, ale może mieli jakieś jeszcze sprytne rozwiązania wodociągowe?
    I tak na koniec, może Isia dorzuci jakąś krótką notkę z tej przygody? Dawno nic nie pisała, a tak dobrze jej to wychodzi 🙂

    • Zdjec zrobilismy ponad 700 wiec bedzie co ogladac, jak wrocimy.

      Co do wody to wydaje mi sie, ze studnie i zrodelka zalatwialy sprawe. Tam w sumie czesto pada, nawet w zimie (nas raz zlalo strasznie, az dach przeciekal w hotelu).

  7. […] spory, wiele agencji oferuje mozliwosc kilkudniowych pieszych wedrowek (wiecej na ten temat pisze Blazej), z ktorych najpopularniejszym jest Szlak Inkow. Jednorazowo na szlaku moze przebywac do 500 osob, […]

Odpowiedz na Ania Dziuba Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s