Uśmiech po birmańsku

Już na pierwszy rzut oka widać, że infrastruktura Yangoon umiera. Wiele przestronnych kolonialnych budynków rządowych i kamienic zbudowanych przez Brytyjczyków jest w ruinie – nie mają szyb, zieją pustką i świetnie nadawałyby się jako dekoracja planu filmowego horrorów – dyndające na wietrze folie, przerażające i ciemne wnętrza nie wymagałyby żadnych poprawek. Chodniki są nierówne – płyty chybocą się przy każdym kroku, gdzieniegdzie widać przepływające pod nimi kanały ściekowe. To właśnie tam biegają szczury. Tu i ówdzie płyt nie ma wcale, więc trzeba się patrzeć pod nogi, żeby jedną nogą nie wpaść w jakąś dziurę. Przerwy w dostawach prądu są przynajmniej kilkanaście razy dziennie, więc przed każdym sklepikiem, hotelikiem i jadłodajnią warczą włączone generatory. Generałowie porzucili dawną stolicę i zbudowali sobie nową Naypyidaw, gdzieś głęboko w dżungli i tam pewnie prąd jest na okrągło. Oni napawają się władzą i luksusem, a my nie możemy powstrzymać się od myśli, że tak jak Yangoon pewnie wyglądałaby Polska, gdyby nie 1989.

Jednocześnie życie biegnie swoim torem. Handluje się na chodnikach owocami, kablami elektronicznymi, ktoś gotuje coś w garkuchni. Na chodniku od czasu do czasu stoi plastikowy stoliczek, a na nim kilka zużytych aparatów telefonicznych, przez które rozmawiają Birmańczycy. Taka lokalna odmiana budki telefonicznej. Sterty pirackich CD-ków i kaset magnetofonowych (tak! kaset magnetofonowych!) leżą na foliach położonych bezpośrednio na ziemi i czekają na nabywców. Nie istnieją państwowe biblioteki, ale książki można kupić – sporo jest używanych, ale sporo też skserowanych pirackich wersji. Sporo mnichów i mniszek w pomarańczowych, purpurowych lub różowawych strojach zbiera jałmużnę. Na każdym rogu są teashopy, czyli herbaciarnie, gdzie można się napić herbaty parzonej na sposób hinduski – ze skondensowanym mlekiem i cukrem – sama w sobie stanowi świetny deser, a jeszcze do tego można sobie wybrać ciasteczka po niewielkich cenach. Mężczyźni chodzą w longyi – (bawełnianych kawałkach materiału obwiązanego wokół bioder) i plują betelem – rośliną żutą tutaj dla przyjemności, która zostawia na dziąsłach czerwono-czarne ślady. Nie widziałam ani jednej kobiety (mężczyzny także) z odsłoniętymi kolanami, więc nasze krótkie spodenki od razu powędrowały na dno szafy. Turystów jest mało – spotkaliśmy kilkoro Polaków, Rosjan, kogoś z Niemiec i z Singapuru. Sporo krajów bojkotuje Birmę także turystycznie, my jednak pamiętamy, jak bardzo odizolowana była Polska i jak bardzo jako dzieci ciekawi byliśmy przybyszów zza żelaznej kurtyny. Wierzymy, że taka izolacja (nie mówimy tu o sankcjach, ale o bojkocie turystycznym) przynosi więcej szkody niż pożytku.

Wszystko to nie wygląda dobrze, ale jak na razie jesteśmy zachwyceni ludźmi żyjącymi w tej trudnej rzeczywistości. Niektórzy nas zagadują, pytają skąd jesteśmy. Wszyscy są pogodni i chcą pomóc, opowiadają swoje historie, pytają Bernasia, jak ma na imię. Nie narzucają swych usług, choć widać, że prawie każdy tu próbuje jakiegoś własnego małego biznesu. Birmańczycy są delikatni w obejściu – jeśli ktoś nam coś proponuje, robi to w sposób niezobowiązujący i subtelny i uśmiecha się nawet jeśli do transakcji nie dojdzie. Czujemy się tu bardzo dobrze. Uśmiech – ciepły i życzliwy jest wszechobecny. Dlaczego takiego uśmiechu tak mało na polskich ulicach?

Zapraszamy do galerii…

13 Responses to Uśmiech po birmańsku

  1. Basia Widera pisze:

    No właśnie, ciekawa sprawa. Zwiedzanie zabytków birmańskich zrobiło się od kilku lat dość modne i raczej nikt dotąd nie narzekał. Sporo naszych znajomych było ostatnio w Myanmar i wszyscy podkreślają, że ludzie są życzliwi, uśmiechnięci i bardzo mili. Oraz że generalnie jest bezpiecznie, zakładając oczywiście, że nie wchodzi się w drogę uzbrojonym jednostkom militarnym. Świątynie są przepiękne i niezwykłe. Przyroda w tej części Azji zachwyca. A tu taki opis, że folie dyndają, chodnik nierówny i od razu horror można kręcić. Chyba trochę na siłę ten nastrój „grozy” budujesz 😉 ? U nas rynny spadają na ludzi a przechodnie łamią nogi na oblodzonych chodnikach… Kwestia tego jak się patrzy na świat. Zresztą baliście się, że nie będzie Internetu a jak widać coś tam jednak znaleźliście. Co nas, czytających, na pewno wszystkich cieszy. Pozdrowienia.

    • Moze ci znajomi, o ktorych mowisz jezdzili po Rangun taksowkami lub z wycieczka (sporo tu takich)? My wtapiamy sie w spoleczenistwo i widzimy to, co widac. A ze generalowie sie przeniesli i porzucili stolice, to widac golym okiem. Zreszta pragne zauwazyc, ze my nie narzekamy i nie budujemy sztucznej grozy. Relacjonujemy tylko co zostalo z piekniej stolicy tego kraju.

      A ze ludzie sa przedsiebiorczy i pogodni, to inna rzecz…

      • Basia Widera pisze:

        No coś Ty, jakimi taksówkami? Ponabijać się nie można z takich na przykład „dekoracji planu filmowego horrorów”, „przerażających, ciemnych wnętrz” albo „dyndających na wietrze folii”? Zresztą na Waszych zdjęciach świat wygląda normalnie, wręcz miejscami pięknie. W takiej Rumunii (w 2007, czyli bez pomocy generałów), jak samochódł wpadł w dziurę w jezdni na drodze międzynarodowej, to mu tylko kawałek dachu było widać. O aktualnych kilkudniowych brakach prądu na Dolnym Śląsku nawet nie wspomnę, a temperatury jednak ciut inne niż w Birmie. Hard core się zacznie jak ruszycie do dżungli, więc tym bardziej trzymamy kciuki.

        • Beata Kotelko pisze:

          Jesli chodzi o bezpieczenstwo, to czujemy sie tutaj bardzo bezpieczni :-), jest spokoj, ludzie usmiechnieci i lagodni. Bardzo nam sie podobaly starozytne miasta wokol Mandalay,fantastyczne, klimatyczne i niesamowite (relacja mam nadzieje wkrotce).

          Jesli chodzi o Yangon podtrzymuje to, co napisalam w poscie. Nie oznacza to, ze nie ma budynkow odpicowanych i slicznych, ale to glownie rezydencje i hotele rzadowe. Te najbardziej zniszczone to wlasnie budynki postkolonialne. Folie dyndaja, szyb nie ma, czarne wnetrza zieja pustka. Zadna tam licencia poetica, ale cos co kole w oczy. Martwe szczury na ulicach Yangon zreszta tez widzielismy (zywe tylko Blazej).Prad wylaczaja jakies kilkanascie razy na dobe. W Mandalay jednak jest juz lepiej.
          Najlepiej zreszta samemu sie przekonac, jak dzielni, kreatywni i usmiechnieci sa ludzie, ktorzy tutaj zyja. Relacje nigdy nie oddadza ani charakteru tych ludzi, ani tego, jak wyglada ich byla stolica. Niedowiarkow zapraszamy na spacer po Yangon i sprawdzenie na wlasne oczy.

          A na swoje spojrzenie na swiat nie narzekamy. Marzenia mozna spelniac tylko z optymistycznym nastawieniem. Jednak nie oznacza to rozowych okularow na nosie non stop, obloczkow, cmoczkow, achow i ochow przez caly czas. I tak bedziemy trzymac.

          Pozdrawiam goraco
          Beata

          Niedowiarkow zapraszamy na spacer po Yangon.

  2. aga pisze:

    A jednak pomodlę się za wasze bezpieczeństwo, bo na pierwszy rzut oka, wygląda normalnie. Ale drugi rzut i krótka relacja – to już refleksja: u nas też tak było i nie było fajnie. A świątynie rzeczywiście piękne, szczególnie, że wkomponowane w przyrodę.

  3. HopFanka Szamanka pisze:

    I jesteś tam gdzie od tak dawna chciałas być 🙂 Odetchnij kilka razy birmańskim powietrzem w moim imieniu ! uściski

  4. Jola-mama pisze:

    Ale owoców i warzyw wszelakich to chyba nie brakuje?

  5. Aldek pisze:

    Fajnie, że macie Internet. To jest gwarancja, że będziemy z wami. Zdjęcie z garnuszkiem, pierwsza klasa.
    Pozdrawiam całą gromadkę.

    • Internet tu generalnie jest, choc powolny strasznie. Niestety tylko gdzieniegdzi emoge sie dostac do http://pl.wordpress.com a to jest potrzebne, aby umieszczasc nowe relacje i zdjecia. Tutaj w Mandalay na razie wiec pozostaja komentarze (to dziala) oraz nadzieja na odblokowanie.

  6. Iwona pisze:

    No wlasnie, dlaczego Polacy sie nie usmiechaja? Wlasnie to badamy. Na szczery usmiech wszyscy reaguja jak na ufo – nie wiedza czy wierzyc, wytknac, czy sie bac. Mamy pancerz przeciwurzedniczy i pilarke na klody pod nogi, ale i tak ciezkie te poczatki… Trzymajcie sie tam i sciski dla dzieciakow. Pozdrowienia z ojczyzny.

  7. kasia pisze:

    O tym, ze internet dziala slabo i trudno sie poruszac po Birmie dowiedzielismy sie od Przemka i Magdy (to nasi przyjaciele z Australii) http://careerbreak.wordpress.com/ my jednak jako australijczycy zbojkotowalismy ten kraj, oczywiscie to byla nasza decyzja i nikomu jej nie narzucamy.

    Ostatnio nasi znajomi pojechali do Sri Lanki na all inclusive, dokladnie w momencie kiedy w CNN podawano straszne wiadomosci o wojnie, ktora trwa tam zreszta juz od wielu lat, ale slyszalam rowniez ze na Haiti dalej organizowane sa all inclusive i ludzie jada tam wypoczywac.

    Podoba mi sie Wasze podejscie do sprawy ” my jednak pamiętamy, jak bardzo odizolowana była Polska i jak bardzo jako dzieci ciekawi byliśmy przybyszów zza żelaznej kurtyny”, no coz Australia bojkotuje Birme, rowniez nasz przewodnik Rough Guide, ktory wtedy kupilismy mial wzmianke, ze wybrana w demokratycznych wyborach liderka Birmy nawoluje do bojkotu turystycznego w zwiazku z tym firma Rough Guide nie bedzie zamieszczac informacji na temat Birmy w swoim przewodniku, zreszta nie robia tego do teraz.

    Why don’t RGs publish a Guide to Burma?
    Rough Guides don’t publish a guide for Burma because the democratically elected leader, who is currently held under house arrest, has called for a tourism boycott. We respect her request but understand that it is a personal choice for individual travellers to make.

    To troche jak z tym wspinaniem na Uluru, aborygeni bardzo prosza by ludzie respektowali ich swieta gore i nie wspinali sie na nia, ale nikt nie moze tak naprawde zabronic wspinaczki, wiec trzeba przemyslec sprawe i zdecydowac samemu.

    W kazdym razie uwazajcie na siebie i czekamy na dalsze relacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s